Wieczorem wraz z Rubeusem docieramy na nasze miejsce noclegu, czyli "lasek z potencjalnymi wilkami". Dzięki pomocy Rubeusa namiot sprawnie rozbity. Różowka pada jak mucha, a ja raczę gościa herbatką i ciastkiem. Niestety, wzywają go obowiązki, więc zostaję sam na sam ze strachami
. Rano znów spotkanie z Rubeusem i w jego towarzystwie podejmujemy kolejnego "jeziorkowego" kesza.Oczywiście pokrzywy wcześniej wyczyszczone, autostrada do kesza przygotowana
. Dziękujemy, czujemy się jak damy..