Kościół mogłam znaleźć "na słuch". Śpiewy słychać było z daleka. Ale nikt mi nie powiedział, ze na krótkiej drodze między cmentarzem a kościołem mój rower powinien zamienić się w amfibię...Stanęłam przed olbrzymim rozlewiskiem na szosie. Ja nie dam rady?! Zatrzymałam sie w samym sercu rozlewiska, gdy wystawałao mi już tylko ok 20 cm koła. Potem taka mokra trafiłam na mszę. Jaki klimat!. Te śpiewy idealnie tu pasują!. Piękny kościółek. A potem do skrzynki. No, tu to dopiero jezioro. Przy skrzynce woda 10 cm powyzej kolan. Ale po drodze było i głębiej.. Ludzie wychodzący z koscioła ustawili sie przy murku i dziwnie na mnie patrzyli. A co tu patrzeć? Jedni leżą krzyżem przed ołtarzem, inni brodzą w lodowatym stawie. Każdy ma inną formę pokuty