Drugi przystanek nocnej trasy urbexowej w doborowym
towarzystwie. Jest takie powiedzenie: "jak nie drzwiami, to oknem". A że w drużynie sami hardcore'owcy, to
pominęliśmy etap pierwszy i -ignorując możliwość wejścia przez otwarte drzwi - postanowiliśmy
jak jeden mąż (i jedna żona) dostać się
do środka przez zabite dechami okna. I to się nazywa przygoda! Bo drzwi są dla
amatorów! ;)
TFTC!
P.S.
Serdeczne podziękowania dla dzejbiego od mojej drugiej
połowy, za niezwykle miły dżentelmeński gest.