Byliśmy tu dawno temu ale pogoda się popsuła i darowaliśmy go sobie. Dzisiaj zuoełnie bez orzygotowania na spontanie i na szybko przejazdem celem stał się właśnie ten kesz. Ciekawe miejsce, ciekawe historie.
Skakać przez płoty nie trzeba - z boczku jest wielka dziura, a od frontu normalne wejście, tyle że od frontu były dziś jakieś mugole - roboty wycinki chrustu w tej części cmentarza. Od alejki głównej dotarłem w okolice pnia pięknie porośniętego bluszczem, taki śliczny idealny na kesza, ale z dala od koordów tak o jeszcze 15 metrów. Piszą "koordy przestrzelone", a ten pień chyba pusty w środku, no idealne miejsce na kesza, a jeszcze coś się tam błyszczy! To trzeba zbadać! Ja tu zostaję! Grzebię sobie i grzebię, a to coś mi tu przeszkadza... może przesunąć te gałęzie z bluszczem...? Siłuję się, a to ani drgnie, bo te gałęzie to nie gałęzie ale mur grobowca - rozbitego drzewem które się na niego zwaliło i ładnie obrosło to bluszczem, a ja w środku tego grobowca pod konarem sobie grzebię... Ekhem...Przeprosiłem lokatorów, ciesząc się w duchu, że ich za bardzo nie pobudziłem! Zafrasowany - idę dalej myśląc, że trzeba bylo jednak zacząć od początku - koordów. Słyszę cichy chihy - to chyba jednak tu! Na koordach idealnie leży sobie keszyk. Z pnia niewile już zostało - wygląda teraz jak piłka z której ktoś upuścił powietrze. Keszyk śliczny, ale zalany wodą totalnie. Strunówka pływała na wierzchu. A my dzisiaj nieprzygotowani! Dostało się troszkę biżuterii którą tu zostawiono, ale logbook w strunówce tylko troszkę wilgotny. Ze względu na aurę i mugoli nie można było za nadto osuszyć. W miarę możliwości prosiłbym o mały serwis albo jak kto ma dorzucenie pochłaniacza. Nam się wczoraj w górach pokończyły. Dzięki za kesza.