Kesz zaliczony podczas wyjazdu na „Misję Mazowsze”.
Narobiliśmy rabanu swoją obecnością na tej stacyjce. Samo znalezienie poszło dość sprawnie. Oczywiście to ja musiałem się wspinać po kesza, bo Art miał zajęte ręce – jak zawsze palił
. Pokrzywy rzeczywiście są znaczne, ale pomału zaczyna się tam wydeptywać ścieżka.
Oto ostatni z keszy zaliczanych wzdłuż linii „S-Ł”. Przejechanie całej trasy zajęło nam 11,5 godziny. Zdobyliśmy całą masę certyfikatów FTF, STF i TTF, ale nie to było w tej wyprawie najważniejsze. Najważniejsza była zabawa, a tej nie brakowało. Zmęczenie, mokre ciuchy, ubłocone buty, zupka „knorr” w lesie, to jest bezcenne. Za rozwalonego GPS'a zapłacę kartą MasteCard.
Pozdrawiam
Herlawy