Ojjj... Tu było ciężko... Atak na kesza zaczęłam od wdrapania się na stromą skarpę, a nie jest to najłatwiejsze holując czterolatka za sobą... Ja chciałam odpuścić, ale Mały nie pozwolił
potem sporo przedzierania się przez niski lasek, a i na miejscu chwilę się pokręciliśmy... Przy powrocie okazało się, że prawie do samego kesza prowadzi wygodna ścieżka - przynajmniej powrót był szybki :P