Wpisy do logu Dziesięć kwintali- dziadowizna 12x 0x 5x 1x Galeria
2018-05-05 12:20 meteor2017 (3451) - Znaleziona
Spontaniczna rowerowa setka (a dokładnie 117km) pod koniec długiego weekendu.
Słuszną decyzją było wbicie się na teren cegielni od strony wiatraka (opis drogi w logu sąsiedniej skrzynki). Dobrze że byliśmy w porze listnej, to one skutecznie nas zasłaniały... po zdobyciu komina przyszedł czas na chatkę. Traktor sobie szczęśliwie pojechał, facet za nim łażący też, została pani pieląca rowy, a żeby się dostać do chatki trzeba było choć kawałek przeskoczyć przez teren otwarty widoczny ze wsi (ewentualnie można próbować obejść przez totalne krzaczowisko, ale nie czuliśmy się na siłach). Odczekaliśmy więc aż pani odwróci się do nas tyłem i myk do drzwi... jednak otworzyć je nie było łatwo i troszkę hałasu narobiliśmy. Istotnym problemem było też czy pchać, czy ciągnąć... a niestety nikt tego na drzwiach nie napisał (linkuję fotkę z odpowiednim fragmentem kultowego komiksu - FOTO). W środku już poszło bez problemu, także z obsługą wagi, bo identyczną mieliśmy kiedyś w domu.
A teraz do rzeczy - bo Werrona znowu wszystko poprzekręcała (złośliwi powiedzą że nakłamała) i teraz my musimy odkręcać i dementować, bo potem krążą jakieś niestworzone historie o Panu Marianie. Otóż dziadek nie był żaden Antoni, tylko Marian... i to nie tylko na drugie miał Marian, ale też na pierwsze i trzecie. Na pierwsze imię miał Marian po ojcu, na drugie po dziadku, a na trzecie po pradziadku. Antoni to chyba była ksywka, bo za dużo było Marianów we wsi, a Antoniego żadnego... to chyba od św. Antoniego (patrz wiki), ale trzeba poczytać żywoty świętych i je porównać z biografią Dziadka Mariana, żeby ustalić o którego św. Antoniego chodziło i czy był to św. Antoni Marian Zaccaria, św. Antoni Marian Gianelli, św. Antoni Marian Pucci, czy też św. Antoni Marían Claret y Clarà.
Druga sprawa - może i Pan Marian handlował na lewo i prawo cegłami, ale de facto było to tak zbilansowane że cegielnia i tak wychodziła na plus (odróżnieniu od innych okolicznych cegielni), bo okazało się, że Pan Marian miał naturalny talent i dryg w tym kierunku... a to że jakiś dziadek dostał za dwie flaszki bimbru cegły na kurnik, czy że za kilka skrzynek jabcoka postała szkoła za torami, to sprawa marginalna i w zasadzie działalność charytatywna i prospołeczna. Pan Marian stracił pracę dlatego, że pan prezes-derektor przy Panu Marianie nie mógł robić wałków na miarę swoich możliwości, a jakie to były możliwości, niech świadczy o tym fakt, że niedługo po zwolnieniu Pana Mariana świetnie prosperująca cegielnia upadła.
Trzy - historia z Panią Bożenką. Gdy do cegielni przyszła zapłakana panna w ciąży, której chłopak tu pracował i gdy sprawa się rypła nawiał gdzie czosnek niedźwiedzi rośnie, to Pan Marian zatrudnił ją jako gosposię w biurze i nawet wygospodarował jej jedno z pomieszczeń na mieszkanko... oczywiście ludzie jak to ludzie rozsiewali złośliwe plotki, które wykorzystał pan prezes-derektor, który na Pani Bożence wymusił groźbą wyrzucenia z lokum i pracy owo oświadczenie, po to by się pozbyć Pana Mariana. Ot i cała historia, no ale te złośliwe plotki do tej pory ciągną się za Panem Marianem i nawet Werrona je powtarza bez weryfikacji... wstyd!
Jak już skończyliśmy, to już na beszczela mogliśmy sobie wyjechać z cegielni przez wieś, oczywiście zwracając na siebie uwagę owej pani i jeszcze dwóch facetów rozmawiających obok przy płocie. Aha, z hasłem był pewien problem, bo waga zbyt dobrze nie działa i nam wyszło tak średnio z 5 deko więcej... ale idealnie też nie dało się ustawić i tak w miarę w równowadze było max +/-5dag i na szczęście waga podana przez założycielkę zmieściła się w tym przedziale... no, jak pan derektor-prezes też nie doważał tak jak Werrona, to nic dziwnego, że cegielnia była stratna.
A tak w ogóle... jakie pokrzywy? Werrona, co ty miałaś z biologii? ;-)