Największy na świecie niekomercyjny serwis geocachingowy
GeoŚcieżki - skupiające wiele keszy
Ponad 1000 GeoŚcieżek w Polsce!
Pełne statystyki, GPXy, wszystko za darmo!
Powiadomienia mailem o nowych keszach i logach
Centrum Obsługi Geokeszera wybierane przez Społeczność
100% funkcjonalności dostępne bezpłatnie
Przyjazne zasady publikacji keszy

 Wpisy do logu [BSA] Zielone żubry    {{found}} 137x {{not_found}} 1x {{log_note}} 0x  

2601085 2017-09-07 03:25 Dombie (user activity1928) - Znaleziona

Pod koniec czerwca wypuściliśmy się z Werroną na nocną wyprawę keszowniczą do Białegostoku. Wprawdzie nasze zdobycze nie były może na pierwszy rzut oka powalające (12 keszy), ale naszym zdaniem wyprawa była nadzwyczaj udana, zwłaszcza, że obfitowała w różne przygody (w tym również takie z narażaniem zdrowia i życia - w rozsądnych granicach rzecz jasna smile). Najważniejsze, że Białystok nocą bardzo nam się spodobał i że nie mieliśmy żadnej wątpliwości, że niedługo będziemy chcieli operację powtórzyć. Wreszcie plany przyjęły materialną postać - początkowo miał to być wtorek, ale ze względu na zmiany, które nastąpiły w ostatniej chwili w moich pracowych sprawach - przesunęliśmy się na środę. Czasu mieliśmy tyle ile trzeba, żeby się trochę zmęczyć, a potem zdążyć wrócić do Warszawy i pójść do pracy smile. Obawialiśmy się jedynie o pogodę. Z naszych stron ruszaliśmy w strugach deszczu, jednak Werrona upierała się, że w Białymstoku nie pada i że nie zacznie padać szybciej niż o 2 w nocy. A ponieważ Werrona ma w tej kwestii dość dobrego nosa, uznałem, że mogę jej zaufać. Faktycznie - w połowie drogi przestało padać, a Białymstoku przywitał nas może nie najcieplejszy, ale bardzo miły wieczór. Podobnie jak poprzednim razem trasę przygotowywała Werrona, a ja nie mogłem wyjść z podziwu patrząc na to, jak solidnie nas do dzisiejszego keszowania przygotowała.

Po znalezieniu sprytnie ukrytego kesza balkonowego zrobiliśmy sobie krótkie podsumowanie stanu zaawansowania naszej wyprawy. Najważniejsze było to, że nadal nie padało - mimo, że było już dobrze po trzeciej, a deszcz miał zaczął w okolicach drugiej. O 5.10 mieliśmy pociąg powrotny (następny był już zbyt późno, żebym zdążył wrócić do pracy, więc musieliśmy zdążyć na ten), a ja się kompletnie zafiksowałem na zdobycie pewnej ścieżki. Generalnie wydawało się to całkiem realne, bo brakowało nam jeszcze czterech keszy do minimum, a tuż-tuż były dwa, a do dwóch kolejnych trzeba się było trochę przespacerować, ale na tyle blisko, że przez prawie dwie godziny, które nam zostały tylko wyjątkowy niefart mógłby nam pokrzyżować plany. Wszystko wyglądało na tyle dobrze, że postanowiliśmy oprócz tych czterech-brakujących-do-kompletu zdobyć jeszcze kilka innych - takich najbardziej "po drodze". Oczywiście o 3.20 nie zawsze pamięta się o Prawie Murphy'ego, ale to w gruncie rzeczy marna wymówka, więc następnym razem kiedy mi się zachce marudzenia o ścieżkach przypomnij mi proszę Werrono te Lessons Learned z Białegostoku smile. Zamiast gnać kawał drogi i przeżyć rozczarowanie po szpitalnej stronie płotu mogliśmy sobie spokojnie pozbierać jeszcze kilka ślicznych zapewne keszy, które są wokół tego miejsca... 

Na szczęście znaleźliśmy sobie przynajmniej tego kesza. Z bardzo ładnym obrazkiem na ścianie i z bardzo ładnym maskowaniem. Dla średnio zaawansowanego oka kesz jest oczywisty, ale to w żadnym razie nie zmniejsza jego śliczności, a nawet wręcz przeciwnie. Chyba o to właśnie między innymi w tej zabawie chodzi, żeby stworzyć coś, co widzą tylko ci, którzy wiedzą smile.

Bardzo dziękuję i naturalnie z przyjemnością "znakomicie"!