Atakowaliśmy od wschodu... nie było lekko, bo trasa po deszczach podwodna. Ale na szczęście mieliśmy dobre buty. Już się bałam, że nici z szukania, bo jak dochodziłam do kapliczki to kręcił się jakiś pan ze zniczami. Ale szybko się ulotnił na szczęście. Znalazłam kesza bez opisu, po prostu go zobaczyłam. Logbook suchy :)
Obrazki do tego wpisu:Ostatnia przeszkoda przed keszem