Sylwestrowe spotkanie w okolicy pozwoliło nam na pojawienie się w tych rejonach. Pierwszy etap podjęty bez zabezpieczeń. Gdy już się dowiedzieliśmy, gdzie jest finał, stwierdziliśmy, że przy zdobywaniu wykaże się druga część ekipy, która miała niebawem dojechać. Finał zaatakował Art. Ok. Wpis finałowy zaliczony, ale trzeba jeszcze odłożyć pojemnik z pierwszego etapu oraz jego "maskowanie" na miejsce.
Wypadło na mnie. Tym razem bez zabezpieczeń się nie obylo. Drabina i lina asekurująca. Dodatkowo asekurował mnie Wołek. Całą układankę udało się dopasować za pierwszym razem. A miałem tylko jedną rękę wolną. Jest to jeden z bardziej niebezpiecznych keszy, które podejmowałem. Ale opłacało się.
Jak dostanę film, to może dołączę kadr do logu. Dziękuję!