Największy na świecie niekomercyjny serwis geocachingowy
GeoŚcieżki - skupiające wiele keszy
Ponad 1000 GeoŚcieżek w Polsce!
Pełne statystyki, GPXy, wszystko za darmo!
Powiadomienia mailem o nowych keszach i logach
Centrum Obsługi Geokeszera wybierane przez Społeczność
100% funkcjonalności dostępne bezpłatnie
Przyjazne zasady publikacji keszy

 Wpisy do logu ODERSTELLUNG/260 - Linia Środkowej Odry    {{found}} 17x {{not_found}} 1x {{log_note}} 1x  

2090656 2016-04-09 19:09 A walon (user activity2768) - Znaleziona

Koniec pory zimowo-wyprawowej. Pora wrócić na szlak Oderstellung i zrobić porządek z niedobitkami FTF-ów; niektóre czekają od grudnia. 13 FTF-ufff w obrębie od bunkra 231 po 350.

Tu czuję się już jak u siebie, bo bywało się już w okolicach, a to zeszłego lata. Pomysł padł taki, by na kierunku TAM zebrać FTF-y, a na POWRÓT - inne. Wszystkie kesze, które zostały na POWRÓT - ZNALEZIONE, w tym 3 pominięte w drodze TAM FTF-y, choć jeden, ten wczoraj przegapiony, znalazł już dziś swojego innego znalazcę. Pomysł na TAM i POWRÓT był bezmyślny (czyli wcześniej nie przemyślany), ale w praniu okazało się - niezły, że przeważyły jednak pozytywne doświadczenia.

POWRÓT Kesz 256-8 i 260 nr 19-22/22
Latem przejście do bunkra 259 (m.in przez 2-3 metrowe chwaściory) uznałem za najtrudniejsze w sezonie; dziś już dzień się kończył, zdecydowałem zaryzykować samochodem od strony łęgów.  Najpierw miejsce piknikowe (fajnie położone tylko trochę zaśmiecone), potem wyraźna droga w kierunku bunkrów i... po 50m bagienko na drodze; po śladach widać, że tu już kogoś wyciągali do tyłu z błota, bo ślad opon w środku błotnego przejazdu się kończył. Chyba przed tym miejscem ostrzegał mnie wędkarz latem i dlatego na 259 poszedłem wówczas na piechotę. Cofka i za piknikiem wypatrzyłem to... (chyba dzięki rozpoznaniu terenu, gdy jechałem poprzedniego dnia w przeciwną stronę). Po 50m to... zaczęło przypominać drogę, i to poprowadzoną po takim niewysokim nasypie (zapewne poniemiecka robota). Kierunek idealny i dopiero na wysokości 260 pojawiło się niewielkie błotowisko; były ślady, że ktoś tu przejechał, ale jak utknę, jutrzejszy dzień spędzę na sprowadzeniu traktora. O rezygnacji z czterech ostatnich z zaplanowanych keszy nie było mowy. Ruszam na piechotę, a powrocie zdecyduję, wracam do cywilizacji, czy jeszcze jeden biwak.

256 - droga idealnie podprowadziła pod bunkier, a kesz szybko się ujawnił. Po drodze, zdjęcia lecących żurawi. Gospodarze z 262 mówili, że gdzieś tu niedawno osiem żerujących widzieli.

257 - znowu stalaktyty (już mi powszednieją), a koło bunkra - powalony potężny pień drzewa. Na tym pniu huba; jedna duża stara, stercząca pionowo, i dwie mniejsze, prawie poziome. No, czyli te mniejsze wyrosły jak już drzewo się położyło. A kesz - tylko myk, myk.

258 - wokół bunkra pełno dołków, a kesz rurka-dziura, to poszło myk, myk.

Za 258 - ciekawe drzewo, które walczyło z własnym konarem; pień to już krew zalała, tzn. kora, aż człowiek wyciął konar. Szkoda, znowu ta nadopiekuńcza ingerencja w przyrodę, chyba że sprawa bezpieczeństwa.

260 - wracam do drogi, omijam pamiętny dla mnie 259 FTF, by po chwili skręcić znowu do ostatniego na dziś bunkra. Byłem tu latem, ale kesza jeszcze wtedy nie było albo nie miałem opisu. Dziś szybko poszło, tylko o mało nie splaszczyłem przy wyjściu kolonii ślimaków; nie miały gdzie się usadowić tylko na drodze wyjścia?! A potem na azymut przez chaszcze, bez GiPSa; na keszbryk idealnie wyszedłem

Jeszcze nie było całkiem ciemno, ale zbyt późno by jechać bezdrożami. A zatem, biwak. Błąd czy strzał w dziesiątkę?

Wszystko szybko poszło i już niedługo zacząłem przysypiać - pierwszy, ale nie ostatni raz. Z półsnu wyrwało mnie szczekanie psów, które zdawały się mnie otaczać. Na trzeźwo rozpoznałem - to sarny (dokładniej sarniaki; spytaj ciotki Wiki), ale w półśnie strach ma duże uszy. Drugi raz poderwało mnie coś, nie wiem do teraz co; taki jakby ostry podwójny draaaaap-zgrzyt. Po kilku minutach znowu. Założyłem, że to jakiś ptak i zaległem, a co - dzik w bagienku trafił na starą puszkę? A po chwili zaczął się koncert, tym razem żurawie, jakby pół dnia nic nie robiły i teraz musiały się wykrzyczeć, co najmniej trzy razy pobudki na kolejne akty. Potem to już mi się mogło ze zwidami sennymi wymieszać. Ale to nie koniec. Jeszcze było zupełnie ciemno, jak żurawie zaczęły koncert poranny. I znowu - pobudka, koncert, koniec, przysypianie - nie wiem, ile razy.

To był najpiękniejszy koncert w życiu - mogłem sobie spokojnie zasypiać w trakcie i nie było poruty. A to już się zdarzało. Kiedyś hondy budziły mnie w trakcie spektaklu, przejeżdżając podestem niemal nad głową. A potem jeszcze trzeba było po spektaklu pójść podziękować głównej aktorce za miejscówki w pierwszym rzędzie i teraz my z kumplem grać musieliśmy; on też przysypał, ale to już inna historia.

TFTC

Ostatnio edytowany 2016-04-25 18:10:24 przez użytkownika A walon - w całości zmieniany 3 razy.