Wpisy do logu Jezioro Gościąż 23x 0x 0x
2016-03-23 18:00 damian211289 (2897) - Znaleziona
W sumie, to miałem pominąć tego kesza bo miałem kordy do kilku innych w stronę Kowala i nie w smak było mi się tam wykręcać. To byłby mój pierwszy błąd!
Ale od początku...
Dojechałem do miejsca postoju, wczytałem się we wszystkie regulaminy i cokolwiek tam wisiało, no i w pełni świadomy zasad pojechałem z wolna dalej. Mniej więcej w połowie drogi zjechałem się ze służbą leśną no i zonk. Okazało się, że jeśli nie ma jasnych informacji co do tego, czy droga jest dozwolona do ruchu kołowego, to na pewno nie jest dozwolona... nic to, że nie ma żadnych znaków zakazu, szlabanów, czy jakichkolwiek ostrzeżeń - musi być tabliczka: tu jedź i koniec i kropka. Trochę dziwna ta ich logika, ale nie protestowałem. Summa summarum skończyło się na spisaniu danych z dowodu i ostrzeżeniu, że za recydywę wyłapię z automatu 250,- (normalny koszt takiej przejażdżki to stówka). Tutaj powinienem się zniechęcić do dalszych poszukiwań, bo raz że musiałem się wracać do miejsca postoju, po drugie czekało mnie prawie 3 km marszu w jedną stronę, a poza tym zaczynało już zmierzchać. To byłby mój drugi błąd!
No i idę ja z powrotem, klnę pod nosem leśnych ludzików, że mi kazali zawrócić i iść z buta. Ale idę...
Sarny hasają, dzięcioły pukają, żurawie klangorzą (tak się to odmienia?), jebs jeleń z krzaków... no wiecie, jak to w lesie. I tak idę i idę, na liczniku już nie trzy tylko dwucyfrowa liczba... mam kesza, wpisuję się i idę umyć łapy w jeziorze - ot sprofanuję ten cudny relikt przeszłości i potraktuję jak pierwszą lepszą umywalkę, a co tam, wolno mi!
No i tutaj muszę użyć swojego ulubionego zwrotu, który również wtedy z pełną premedytacją wypadł z mojej niewyparzonej gęby: O KURWA! JAK TU PIĘKNIE!
Przez kilka chwil stałem po prostu jak wryty: niczym niezmącona tafla wody, w której jak w lustrze odbijają się ostatnie, czerwone, promienie słońca i otaczający ją las. I ta cisza. Nic, zero jakiegokolwiek szumu wiatru, ptaki pozamykały już dzioby. Cisza idealna. Po chwili otrząsnąłem się z tego otumanienia i się okazało, że nawet nie byłem tam sam: kilkadziesiąt metrów za mną obozował jakiś chłopaczek z Warszawy, który czekał tam na swojego ojca (nie pytajcie, sam nie wiem).
Niby zwykłe bajoro pośrodku lasu (pal licho jakieś warstwy osadów i inne naukowe badziewia), ale urzekło mnie do tego stopnia, że kopara opadła mi do ziemi i długo nie mogłem jej podnieść.
Dziękuję za pokazanie miejsca, doceniam na zielono!