Uwielbiam skrzynki, które z jakiś tajemniczych powodów nie poddają się za pierwszym podejściem. I ta taka była. Pierwszy raz- źle zebrane informacje w terenie i w rezultacie przeszukiwanie niewłaściwych chaszczy (dziś okazało się, że od "sukcesu" dzieliło mnie zaledwie 50 m). Po powrocie do domu poprawiłam błędy i spisałam współrzędne na karteczce. A potem karteczkę położyłam....no właśnie gdzie? Drugie podejście rozpoczęłam więc od ponownego "rozkminiania" zagadki. Ale ku mojemu wielkiemu zdziwieniu wyliczone kordy znów pokazywały mi te same krzeczki co ostatnio! Przeczesałam więc tylko okolice dworca (w tym "takie samo" jak powinno być, ale z drugiej strony) i się poddałam...Zważywszy na fakt, że za każdym razem jest to wyprawa rowerowa, to trochę byłam na siebie zła
. Dziś więc z prawidłowymi kordami wypisanymi na ręce (tej nie zgubię, chyba?
) dotarłam do celu. Dziękuję bardzo za przygodę. Jeszcze tylko jeden kesz i S-Ł -ka znów będzie moja!