Zostałem wywieziony przez Lupiego na krańce znanego świata.
Hic sunt leones, jak to mawiali starożytni
Czułem się jak na rajdzie MTB, a nie na przyjemnym, wieczornym keszingu w złotą polską jesień... Jesień była albowiem błotnista, mglista i mroczna wyjątkowo. Ledwo odnaleźliśmy z szacownym właścicielem odpowiednią drogę (fajny taśmociąg postawili tam), a potem już naszym oczom ukazały się ostatki osławionych ruin. Gdyby nie ich fatalny stan, zasadziłbym tu kolejnego kesza w moim ulubionym typie
Dzięki za pokazanie miejsca i za towarzystwo w czasie urokliwej przejażdżki :)