A ja złamałem tradycję i po kesza poszedłem w długich spodniach. Po tym co zobaczyłem po drodze, to za przejście tam w krótkich spodenkach nadaję tytuł "mega hardkora"
Dobrze, że do wieży ktoś czasami chodzi bo możnaby było zabłądzić, a tak jest coś, co można uznać od biedy za ścieżkę. Z rowerem tam się jednak nie pchałem i zostawiłem go za pierwszą kładką. Kijek w dłoń, by sparawdzać co bardziej podejrzane miejsca i wio po skrzynkę.
Zielone głównie za wynalezienie takiego miejsca i ciekawe wrażenia.