Zdarzyło się razu pewnego, że księżycowy bóg Chors zajęty rozmową z rusałkami nie zauważył, gdy noc dobiegła końca i zastał go świt. Pani brzasku Zorza otwierała właśnie bramy niebios, przygotowując drogę dla rydwanu Dadźboga. Chors spotkał ją wtedy po raz pierwszy. Zawładnęła nim miłość do krasnej Jutrzenki. Nim jednak zdążył się do niej zbliżyć, bramy nieba zostały zamknięte, a blademu księciu pozostało niecierpliwe wyczekiwanie. Co noc wędrował na wschód, by wraz ze świtaniem móc ujrzeć i zbliżyć się do zarannej bogini. Z każdym porankiem byli siebie coraz bliżej, aż w końcu Zorza pozwoliła się uwieść i oboje zatracili się w swej żarliwości.
Bogini świtu była jednak towarzyszką pana słońca – Dadźboga, a Chors związany był już z boginią zmierzchu – Wieczornicą. Dadźbóg zapłonął gniewem i postanowił ukarać księżycowego boga. Ten był jednak poza jego zasięgiem, gdyż rytm dnia zmuszał Dadźboga do ciągłych podróży po nieboskłonie. Poinformował zatem o wszystkim Peruna. Za to, że Chors rozmiłował się w Jutrzence, ciął go Perun toporem i przepołowił na dwoje. Szczątki Chorsa spadły do morza i zniknęły pod falami. W ten sposób bogowie sprowadzili śmierć.
Nicość w swym uścisku trzymała Chorsa jedynie trzy dni. Trzeciej nocy wyłonił się z zachodniego krańca wszechoceanu. Umarł, ale odrodził się. Czy to miłość zwyciężyła śmierć?
Do dziś księżycowy bóg odradza się regularnie. Po swej śmierci pojawia się ponownie wieczorem na zachodzie, jednak jego serce wciąż wyrywa się na wschód, tam gdzie znajduje się Jutrzenka. Z każdym dniem podchodzi coraz bliżej, a im bliżej dociera, tym Perun coraz bardziej okrawa jego ciało, aż do nastania ostatniego świtu, gdy będąc tuż przed progiem pałacu swej ukochanej niknie całkowicie. Nie zraża to jednak Chorsa, który w imię miłości wciąż podejmuje ten sam trud.
Co do skrzynki:
- wysoki złamany pień drzewa (foto#1),
- w środku certyfikaty i kod QR z cyframi do finału !!!