Jeszcze kilkaset lat temu Nowa Warszawa wyglądała inaczej. Przed strażnikiem wychylającym się z Wieży Okrągłej rozciągały się hen pod horyzont, słychać było rżenie i tętent koni, porykiwanie bydła i pianie kogutów.
Nieco na północy, gdzieś tam za Pólkowem, nad brzegiem rzeki stał młyn wodny, a w nim zamieszkiwał wraz z żona znamienity znawca swego fachu - jego produkty docierały do wielu europejskich stolic.
Piękna żona młynarza nosiła kosztowne suknie, a zamorskich frykasów nie brakowało na ich stole. Jednak posiadane dobra wcale nie były dla nich najważniejsze. Chętnie dzielili się tym co mieli z uboższymi, zaskarbiając sobie ich wdzięczność i szacunek. Niestety ich sielankę mącił fakt, że nie mieli dzieci. Modlili się o dziecko, marząc, aby to marzenie kiedyś się spełniło.
Pewnej nocy młynarzowi przyśnił się piękna kobieta w błękitnej szacie, tuląca do siebie małego chłopca. Pani ta rzekła " Młynarzu, twoja modlitwa została wysłuchana, za niespełna rok będziesz ojcem. Jednak, aby to się stało, musisz wypełnić ważne zadanie. Gdy tylko się obudzisz, wyjdź przed dom. Idąc wciąż brzegiem w górę rzeki, wypatruj pagórka pokrytego śniegiem. W tym miejscu wybudujesz kościół."
Młynarz przebudził się, przetarł oczy, a sen znikł. Mężczyzna wyszedł przed dom i zawahał się. Czy to możliwe, żeby w tak skwarny, lipcowy dzień znaleźć śnieg? Zapewne nie wierzył, ale coś gnało go przed siebie. Szedł nie śpiesząc się i rozglądał dookoła. Po może dwóch godzinach dostrzegł w dali niewysoką górę. Jej szczyt iskrzył się bielą w słońcu. Gdy dotarł na miejsce, nie mógł uwierzyć własnym oczom. Zobaczył śnieg, który mimo upału nie stopniał.
Uszczęśliwiony młynarz wrócił do domu. Wynajął traczy, cieśli, stolarzy oraz snycerzy i razem z nimi zabrał się do pracy. Mimo, że pracowali gorliwie całymi dniami, minęło lato i jesień, zima przykryła miasto białym puchem, a robotnicy wciąż mieli ręce pełne roboty. Wreszcie ucichły odgłosy piły i postukiwania młotków.
Nadeszła wiosna. Z pachnącego żywicą kościoła na wzgórzu wyszli odświętnie ubrani mieszkańcy Nowej Warszawy. Śpieszyli do swoich domów na wielkanocne śniadanie.
Pod dębem ocieniającym dziedziniec kościelny usiadło dwoje ludzi. Matka i ojciec. Wpatrywali się z czułością w twarz śpiącego synka, który dziś właśnie został tu ochrzczony.
A świątynia, na pamiątkę niezwykłego snu, od którego zaczęło się ich rodzinne szczęście, otrzymała swoją patronkę. Jest pod wezwaniem Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny.
Obraz, Widok na wieżę Kościoła Nawiedzenia Najświętszej Marii Panny w Warszawie, autor Wł. Chełmoński