Tłusty i nienażarty pomrów zjadł już wszystko, co wyrosło mu w ogrodzie. Musiał więc kupić sałatę w sklepie, żeby nie pełzać o głodzie do wiosny. Polazł więc do najbliższego marketu i nabył kilka skrzynek zieleniny. Przytaszczył to jakoś do domu (nie mamy pojęcia, jak tego dokonał, ale podejrzewamy ingerencję osób trzecich) i natychmiast zabrał się do konsumpcji. Zeżarł trzy główki i dopiero wtedy poczuł, że sałata smakuje jakoś dziwnie. Przeczytał etykietę, a tam:
Sałata masłowa. Składniki: sałata, węglany sodu, monopalmitynian sorbitolu (na szczęście bez askorbinianu sodu - odetchnął z ulgą pomrów), ryboflawina, aspartam, żółcień chinolinowa wymieszana z kwasem askorbinowym i kwasem alginowym, worek, taśma klejąca, papier, farba drukarska. Może zawierać śladowe ilości orzechów, soi, jaj, selera i trutki na ślimaki. W zakładzie produkcyjnym używane są także śliwki, ocet, kapusta i smartfony. Najlepiej spożyć przed zepsuciem. Numer partii - patrz pod trzecim liściem.