Husaria przez 200 lat broniła Rzeczpospolitej. To jej mordercza skuteczność decydowała o najwspanialszych polskich zwycięstwach. Wrogowie się jej panicznie bali, sojusznicy podziwiali. Wiele razy stawiała czoła nawet kilkunastokrotnie liczniejszemu przeciwnikowi.
W kilku przypadkach zbroje uratowały życie noszącym je husarzom, chociaż ci zostali trafieni kulami armatnimi. Tak było na przykład 30 sierpnia 1633 roku w bitwie pod Smoleńskiem czy też 26 września 1660 roku w bitwie między Lubarem a Cudnowem.
Najdłuższe kopie husarskie osiągały 6,2 metra. W bitwie pod Połonką 28 czerwca 1660 roku pojedynczy cios kopią husarską przebił sześciu piechurów moskiewskich naraz
W bitwie pod Chocimiem w 1621 roku wzięła udział największa w historii liczba husarzy. Etatowo było ich tam 8520 w 53 rotach. Uwzględniając jednak tzw. ślepe porcje, można przyjąć, że było ich tam niespełna 8000.
Wśród husarzy znajdowali się siłacze, którzy jedną ręką podnosili trzy dziesięciołokciowe kopie naraz (10 łokci to prawie 6 metra). Inną sztuczką popisywał się husarz Zygmunt Kazanowski, który później został wychowawcą królewicza Władsława Wazy. Stanąwszy na ostrym grocie, obracał się na nim kilkukrotnie i to bez szkody dla ciała.
Jeden z najbardziej cenionych wodzów w historii ludzkości, król szwedzki Gustaw Adolf, miał powiedzieć o husarii: „O, gdybym miał taką jazdę; z moją piechotą obozowałbym tego roku w Konstantynopolu”. Taki podziw wzbudził w nim widok husarzy, którzy uniesieni zapałem bojowym skakali na koniach ze stromego wzgórza w dół jak w przepaść.
Husarze czasami malowali swoje konie „w bród”, co widoczne jest na Rolce sztokholmskiej. Do farbowania rumaków na czerwono używano np. wywaru brezylii czerwonej z ałunem. Konie malowano nie tylko na uroczystości, lecz także w czasie działań wojennych.
Na pogrzebie towarzysza husarskiego kruszono po nim kopię. Do kościoła wjeżdżał pędem konny husarz, po czym uderzywszy kopią przed katafalkiem, łamał ją, a sam jakby z żalu po zmarłym spadał z konia na posadzkę.