Aniele pracy, stróżu mój -
jak ciężki robotnika znój!
Ale kiedy człowiek się cieszy, to wtedy chce, żeby wszyscy się cieszyli. Tak to jest i czy jest w tym coś złego? Tak ja się cieszyłem nowym dniem, którego czułem namacalnie na oczach, na powiekach, na rękach, na całej skórze, na piersiach i z tyłu na plecach pod koszulą, swetrem, bluzą i kapotą, bo grubo byłem ubrany, kupę łachów na sobie miałem. Zima. Więc cieszyłem się nowym dniem, którego czułem spontanicznie i namacalnie na całej skórze, tak jakby mrówki wszędzie po mnie łaziły, ale nie gryząc mnie, tylko przebierając mnogimi nóżkami i to było przyjemne, przyjemnie łaskoczące i nie mogłem się doczekać, kiedy Nikodem skończy spuszczanie drzew, żebym mógł się zabrać do roboty. Cieszyłem się nowym dniem i chciałem, żeby wszyscy tak jak ja się cieszyli, bo kiedy człowiek się smuci, nie chce, żeby wszyscy się smucili, wcale nie, ale kiedy człowiek cieszy się, to wtedy chce, żeby wszyscy się cieszyli i czy jest w tym coś złego?
— Mnie wczoraj korowaczka złamała się na pół.
— A bo to nie dadzą dębiny na stylisko, tylko jakieś gówno.
(E. Stachura, „Siekierezada albo Zima leśnych ludzi”)
Ot, las jakich wiele, bór sosnowy, tu i tam jakiś młodnik w szkółce, na szczęście zawsze uda się znaleźć coś, co przerwie tę monotonię. Oto Dąb Mrówczany, na którym praca wre, że hej. Dąb ma się znakomicie, więc póki co nie zrobi kariery jako stylisko. I to wszystko. A kesz? Blisko i nisko. Powodzenia.