Mamy lata 90-te…
Szybka pobudka o 5:00. Śniadanie do reklamówki. Potem żmudnie pokonywanie kilometrów trasą 92 Poznań – Warszawa. Wskazówka małego Fiata nie przekracza 90km/h na przepełnionej TIR-ami drodze bez pobocza. Pisząc teraz, zamykam oczy i czuję zapach silnika, dostający się do kabiny z nawiewu ciepłego powietrza… Tylko do licha, co ja robię w tym pudełeczku na kółkach?
Z uzbieraną gotówką w kieszeniach jedziemy z Marcinem do Warszawy „na Grzybowską”.
Na miejscu jak zwykle tłumy. Dzisiejsze sobotnie kolejki do kasy w markecie są jak niewinna pieszczota w porównaniu z brutalnym przeciskaniem się pomiędzy klientami giełdy komputerowej. Na szczęście jesteśmy już stałymi bywalcami i mamy znajomych sprzedawców, u których kupujemy komplet części. Na „dwa razy” zabieramy się do samochodu ze stertą pudełek. Ostatnie sprawdzenie czy mamy wszystko z listy i już możemy wracać do domu. Tylko jakiś niepokój zagnieździł się w podbrzuszu i uparcie nie chce odpuścić. Zastanawiamy się głośno czy „wszystko pójdzie”.
W tamtych ciekawych czasach aby złożyć PC-ta trzeba było dysponować pewną wiedzą. Nie było jak dzisiaj technologii PnP (plug and play) i każdy element komputera trzeba było skonfigurować ręcznie, ustawiając żmudnie zworki na poszczególnych elementach tak, aby wszystkie mogły ze sobą współpracować… i aby nie uszkodzić wrażliwych układów.
To ostatnie zdarzało się rzadko, ale perspektywa wymiany układu na inny nie oznaczała bynajmniej zwrotu INPOSTEM na koszt sprzedającego. W perspektywie była kosztowna i nużąca podróż do Warszawy.
Nic dziwnego, że z bijącym sercem obsadzaliśmy płytę główną tylko niezbędnymi do startu elementami i po włączeniu zasilania wyczekiwaliśmy charakterystycznego pipnięcia głośniczka, które oznaczało poprawny start warstwy sprzętowej. Dopiero wtedy opadały emocje i przychodziła ochota aby napić się chłodnego piwka.
Wraz z technologią PnP (podłącz i używaj) i upowszechnieniem złącz PCI, stopień komplikacji przy składaniu PCta ograniczał się do posiadania jako-takiej wiedzy i uważności przy „czytaniu książeczki” (hehe, to instrukcja do płyty głównej) przy wstępnej konfiguracji.
Dzisiaj komputery stacjonarne kupują przede wszystkim gracze. Nacisk kładzie się na wydajność w grach i na, za przeproszeniem, wizualny tuning sprzętu! Nie dążymy do wydajnej funkcjonalności ale walczymy o dodatkowe kilka klatek/s więcej w grze i kilka punktów więcej w testach wydajności po przetaktowaniu. Nawet firma Sound Blaster, z wieloletnią solidną tradycją w produkcji kart dźwiękowych, do jednego ze swoich produktów dodaje… świecący pasek LED. Fuj!
- A jak ma się ten nieco przydługi wstęp do mojego kesza?
Ano wygrzebałem pudełko z częściami, jakie stanowiły mojego PC-ta około 2000 roku. Sentymentalnie z nimi związany, postanowiłem dać Wam szansę sprawdzenia się w roli komputerowca. Z drugiej strony, stary sprzęt posłuży jako pomoc naukowa w szkole – wszak większość nastolatków nigdy nie dotykała procesora i nie trzymała w ręku dyskietki. Ba, dzisiejsze laptopy pozbawione są nawet napędów pozwalających czytać płyty CD/DVD! Nie przeszkadza to jednak twórcom pakietów biurowych w dalszym ciągu używać symbolu dyskietki jako przycisku „zapisz”.
Na zdjęciu poniżej widzisz płytę główną komputera. Nie będziemy upychać elementów do obudowy, a właśnie przypomniałem sobie, że jakość sprzedawanych w tamtych czasach obudów nie była najlepsza. Ich wewnętrzne nieobrobione krawędzie niczym ostre żyletki potrafiły do krwi pokaleczyć niewprawione ręce.
Dla Twojej wygody, wszystkie niezbędne połączenia wykonałem na podstawce z tworzywa.
Twoim zadaniem będzie wzbogacenie jej pod moim okiem we wszystkie niezbędne do funkcjonowania komputera elementy. Podłączysz zasilacz, procesor i jego chłodzenie, moduły pamięci, kartę graficzną i dźwiękową, dysk twardy, CD ROM a nawet napęd stacji dyskietek. Po starcie systemu, (Win98, a jakże inaczej) z różnych nośników danych odczytasz elementy hasła niezbędne do zalogowania w systemie.
Złożone z sylab hasło wpisuj BEZSPACJIDUŻYMILITERAMI.
Dla zabawy, na giełdzie komputerowej przy ul. Batorego dokupiłem za 5 złotych kulkową myszkę na złączu PS2. O godzinie 11:00 byłem jednym z 5 klientów leniwie kręcących się wśród paru stanowisk. Z lekką nutką nostalgii stwierdziłem, że dni WGK są już policzone.
Zachęcam do kontaktu w sprawie udostępnienia owna chętnym do jego zaliczenia.
Pozdrawiam,
lukuj