Największy na świecie niekomercyjny serwis geocachingowy
GeoŚcieżki - skupiające wiele keszy
Ponad 1000 GeoŚcieżek w Polsce!
Pełne statystyki, GPXy, wszystko za darmo!
Powiadomienia mailem o nowych keszach i logach
Centrum Obsługi Geokeszera wybierane przez Społeczność
100% funkcjonalności dostępne bezpłatnie
Przyjazne zasady publikacji keszy
Musisz być zalogowany, by wpisywać się do logu i dokonywać operacji na skrzynce.
stats
Zobacz statystykę skrzynki
Lobotomia Transorbitalna - OP874U
czyli nieuleczalnie zniszczona
Właściciel: LadyMoon
Ta skrzynka należy do GeoŚcieżki!
Zaloguj się, by zobaczyć współrzędne.
Wysokość: 38 m n.p.m.
 Województwo: Polska > pomorskie
Typ skrzynki: Nietypowa
Wielkość: Normalna
Status: Gotowa do szukania
Data ukrycia: 21-06-2020
Data utworzenia: 17-02-2015
Data opublikowania: 07-09-2020
Ostatnio zmodyfikowano: 29-09-2020
21x znaleziona
0x nieznaleziona
2 komentarze
watchers 3 obserwatorów
156 odwiedzających
19 x oceniona
Oceniona jako: znakomita
18 x rekomendowana
Skrzynka rekomendowana przez: Abyduduije, Badzia Gadzia - (BG), bamba, Charon7, eliksir, Hearty, Kika, koshack, Maciex, Maniek, Miki., MSZU, Mycha, Rausz, Serengeti, Sir Black, telefonalarmowy, TSW
Musisz się zalogować,
aby zobaczyć współrzędne oraz
mapę lokalizacji skrzynki
Atrybuty skrzynki

Skrzynka niebezpieczna  Weź coś do pisania  Umiejscowiona na łonie natury, lasy, góry itp  Dostępna tylko pieszo  Potrzebne hasło do logu! 

Zapoznaj się z opisem atrybutów OC.
Opis PL

 

 

Teresa mieszkała w Gdańsku i  samotnie wychowywała trójkę dzieci, co prawda do pomocy miała też matkę mieszkającą po sasiedzku, ale jednak babcia nie zawsze miała chęci zajmować sie wnukami.
Od 2 lat Teresa spotykała się z Karolem. Karol był porywczy i impulsywny, ale bardzo kochał Teresę i bardzo zależało mu na niej. A i Teresa raczej do uległych nie należała. Dlatego często też iskrzyło między nimi. Ale bardzo się kochali i potrzebowali siebie nawzajem.
Był 26 styczeń 2017 roku.
Tego wieczoru jak zwykle rozmawiali przez telefon, bowiem ich domy dzieliło jakieś 25 km, każdy miał swoją pracę, zajęcia i nie mogli się widywać codziennie. Poszło o jakiś nieistotny drobiazg, coś Teresa palnęła głupiego, co rozwścieczyło Karola i się zaczęło.
W efekcie kłótni i zdenerwowania Teresa powiedziała, że nie ma już po co żyć a Karol nie namyślając się wiele obrał to za deklarację samobójstwa, rozłączył rozmowę i wykręcił numer 112.
I się wtedy zaczęło.
Po chwili do domu Teresy weszło dwóch policjantów oraz ratownicy medyczni z Pogotowia Ratunkowego. Na nic się zdały jej zapewnienia, że wszystko jest w porządku, że to była zwykła sprzeczka między nią a jej partnerem, że nie jest samobójczynią, że nie ma nawet takich myśli, że musi wychowywać dzieci itp. itd.
Dzieci musiała natychmiast zaprowadzić do swojej matki i posłusznie wsiąść do karetki. Pogotowie wraz z policją zawiozło Teresę na Oddział Szpitala Psychiatrycznego. Takie są procedury i służby mają obowiązek według nich postąpić, jeśli dostali zgloszenie o możliwości popełnienia samobójstwa. A co Karol im naopowiadał przy zgłoszeniu to już sam Bóg jeden raczy wiedzieć. Pewne było to, że zadziałali skutecznie i skutecznie przetransportowali Teresę do psychiatryka.


Z pamiętnika Teresy:
"To była rozmowa telefoniczna, każdy z nas był w swoim domu.
Od czego się zaczęło? Jak zwykle, banalnie, od kiepskiego żartu.
Karol w łazience robił ponoć pranie, a ja jak zwykle coś sprzątałam. Temat przeszedł na pieski Karola, którymi się opiekuję i powiedziałam coś o ich rozmnażaniu . Karol się wściekł, puścił ostrą wiązankę przekleństw przez telefon, nawet o "oklepaniu" mi twarzy.
Po tym co usłyszałam, nastąpił zwrot o 180 stopni.
Nerwy mi totalnie puściły, nikt tak do mnie się nie zwracał, tym bardziej ktoś tak bliski, najbliższy. Najpierw chciałam przerwać ta rozmowę, ale to nic nie dawało, Karol już był wściekły i pieklił się ogromnie. To tak jak by ktoś włożył kij w mrowisko i kij utknął.
Chciałam zerwać tą znajomość, wszystko odwoływać, nasze plany, wspólne święta, wszystko.
Karolowi włączył się potok krzyków. Nie potrafiłam nad tym zapanować, chciałam po prostu przerwać ten krzyk. Posunąłam się po prostu za daleko, zerwałam wszystko, chciałam oddać co nie moje, a zabrać co moje, a dolałam tylko oliwy do ognia.
No i się zaczęło tornado, w zasadzie epidemia tornad. Nie pamiętam tego dokładnie, może dlatego, że nie chcę pamiętać. Przerwałam rozmowę. Przemyślałam szybko wszystko, cały sens tej bezsensownej sprzeczki, tej błahostki. Trzeba było pójść po rozum do głowy. Nie ważne kogo jest wina, tak tego nie można nagle skreślić. Wzięłam wszystko na siebie, może jest i moja wina, ale nie teraz czas na rozważanie tego i dylematy. Trzeba się opamiętać. Tylko czy nie jest za późno?
Oddzwaniam i oddzwaniam, piszę. Cisza. Karol nie chce ze mną gadać. Jest obrażony i wściekły.
Sprawy potoczyły się bardzo szybko. Przyjechała zaraz do mnie policja, a za nią pogotowie. Byłam w szoku, że Karol tak zareagował. Wystawił na mnie niestety "ciężkie działa". Zabrano mnie do szpitala."

Teresę położyli na oddziale razem z innymi chorymi. Musiała się tu odnaleźć, choć tak naprawdę była zupełnie zdrowa, nic jej nie dolegało a znalazła się tu przecież przypadkiem, przez okrutny telefon Karola. To był ciężki czas dla niej. Buntowała się i nie chciała tu być, ale nikt jej nie słuchał, zabrano jej wszystkie rzeczy wraz torebką.
Codziennie podawano jej leki, choć ich nie potrzebowała, więc pewnego wieczoru zbuntowała się jeszcze bardziej. Przypięto ją więc pasami jako niesubordynowanego pacjenta i kazano posłusznie wszystko przyjmować co jej podadzą. Teresa bardzo to źle znosiła psychicznie. Przez to wszystko, co się wydarzyło oraz leki popadła w apatię i zobojętnienie.
Każdy dzień był dla niej jak wieczność i wydawał się nie mieć końca. W końcu zrobiło się jej wszystko jedno, straciła poczucie czasu a wpływ otoczenia, w jakim się znalazła coraz gorzej na nią oddziaływał. Pomimo, iż była w szpitalu jej stan psychiczny był bardzo zły. Miała objawy depresji, lęki, urojenia, halucynacje i cierpiała też na bezsenność.
Pewnego dnia do jej sali przyszedł jakiś starszy pan doktor, który przedstawił się jako Lotar Tambellan. Choć jego imię i nazwisko brzmiało obco i nic kompletnie Teresie nie mówiło to posłusznie zwlokła się z łóżka i poszła z nim. Kazał zabrać ze sobą wszystkie rzeczy, ale Teresa była tak otumaniona, że nie umiała się spakować i wszystko jej wypadało z rąk. Nie było tego dużo, bo tylko notes i grzebień, choć Teresa i tak się nie czesała. Zniecierpliwiony lekarz w końcu sam pozbierał te rzeczy i wyszli z oddziału.
Teresa nie miała pojęcia dokąd on ją prowadzi. Wyszli na korytarz po czym doktor skierował swe kroki w stronę niepozornych drzwi z napisem "C9". Otworzył je dużym kluczem, weszli i Teresa zobaczyła tylko schody prowadzące w dół, po czym bardzo starannie zamknął za nimi zamek przekręcając go dwukrotnie. Zeszli na dół, do dolnej kondygnacji. Tam w niewielkiej sali czekało na Teresę łóżko, aparatura do elektrowstrząsów oraz sam Walter Freeman i Antonio Egaz Moniz.
 
Tego dnia Karol wcześniej skończył pracę i szybko przyjechał do szpitala. Podczas ostatniej rozmowy z lekarzem prowadzącym uslyszał, że w zasadzie nie ma sensu dalej trzymać pacjentki, ustawowe 7 dni pobytu w takich przypadkach właśnie zaraz mija i Teresa będzie mogła opuścić szpital.
Po drodze kupił kwiaty i zastanawiał się jak wynagrodzić Teresie to, co jej zafundował. Czy ona w ogóle będzie chciała z nim rozmawiać? Zależało mu bardzo, "ogon" miał już dawno skulony, bo wiedział, co narozrabiał. Z zamyślenia wyrwał go głos pielęgniarki - " Pan do kogo ?"
"Jaaa ?" - zająknął się Karol - "Przyszedłem po Teresę Jaworską... odebrać, miała dziś wychodzić do domu" - odparł szybko i ruszył w stronę sali Teresy. 
"Chwileczkę, proszę pana - zawołała pielęgniarka -  ale pani Teresa już opuściła szpital. Dziś rano.
Karol nie uwierzył i wszedł do sali, gdzie kilka dni wcześniej leżała Teresa. Jej łóżko było zaścielone w oczekiwaniu na nowego pacjenta. Teresy faktycznie nie było.
Pospiesznie opuścił szpital i ruszył w stronę domu matki Teresy, no bo przecież zapewne ona przyjechała po córkę. Ale matka Teresy jej nie odebrała. Była pewna, że zrobi to Karol po pracy, więc czekała już z obiadem na stole na Tereskę i Karola.
"Gdzie jest moja córka?" - krzyknęła widząc Karola samego.
"Proszę pani, nie mam pojęcia" - wyszeptał Karol - "W szpitalu powiedzieli mi, że już wyszła rano. Byłem pewien, że pani ją odebrała". Matka zbladła. Podbiegła do niej wnuczka. "Babciu, gdzie jest mama? Kiedy już wróci ? - zapytała dziewczynka. "Nie wiem, pan Karol pojedzie szukać mamy. Zaraz ją przywiezie do nas" - odparła matka Teresy, choć nie była pewna tych słów.
"Jadę tam jeszcze raz. Muszę to wyjaśnić" - krzyknął Karol i ruszył w stronę szpitala.
"Proszę pana, tłumaczę panu, że pani Teresa już wyszła rano - wyjaśniała w drzwiach pielęgniarka - my naprawdę nie wiemy, dokąd się udała pacjentka. Proszę, tu jest jej wypis, tak się śpieszyła, że nawet go nie zabrała, próbowaliśmy dzwonić, ale telefon jest wyłączony".
Karol poczuł, że nogi się mu uginają. Gdzie zatem jest Teresa ? Co się z nią stało? Nie ma jej w domu, nie ma jej u matki, zatem gdzie jest ???? Na to pytanie Karol nie znał odpowiedzi.
Sytuacja była dramatyczna. Karol nie mógł tak bezczynnie czekać i rozpoczął zatem poszukiwania Teresy na własną rękę. Chodził i pytał po znajomych, po rodzinie, ale nikt nie miał pojęcia co się dzieje z nią. Po prostu przepadła.
Karol chodził nadal do pracy, ale działał jak automat, po wyjściu z pracy od razu zabierał się za swoje śledztwo. Siedział nad tym często do późnych godzin nocnych. Był niemal pewny, że Teresa nie opuściła szpitala. Bo wszystko wskazywało na to, że tam została.
Postanowił przyjrzeć się szpitalowi bardziej. Zaczął obserwację tego, co się dzieje na terenie. Miał o tyle dobrą sytuację, że mógł się kryć w lesie okalającym szpital i nie pozostawał zauważony. W czasie poszukiwań jakiegokolwiek punktu zaczepienia postanowił obejrzeć okolice. W lesie odkrył malutki cmentarz - w zasadzie jeden samotny grób - świeżą mogiłę oraz betonowy krzyż, stojący nieopodal. Nic mu to jednak nie rozjaśniło w głowie.
Powoli tracił nadzieję, że odnajdzie Teresę. Dni mijały...a on nadal nie był w stanie nic odkryć. Musiał coś wymyśleć, coś zadziałać, bo ta bezczynność go doprowadzała do szału.
Podczas kolejnych obserwacji terenu szpitala zauważył, iż sprzątacz, który w swoim uniformie codziennie zamiata teren może być dla niego zbawieniem. Obmyślił plan działania i następnego dnia ubrany w podobny uniform i okulary jak sprzątacz, wtargnął na teren szpitala, na szczęście niezauważony przez nikogo. Poczekał aż sprzątacz zniknie w swojej "kanciapce" , po czym zatrzasnął za nim drzwi i przekręcił zamek. Klucze zabrał ze sobą oraz miotłę dla niepoznaki. 
W końcu postanowił trochę "powęszyć" w środku szpitala. I to był strzał w dziesiątkę. Podsłuchał kilka rozmów, poprzeglądał dokumenty i w jego głowie zrodził się złowieszczy trop, który nieubłaganie zbliżył go do odkrycia makabrycznej prawdy. Był niemal o krok. Dowiedział się bowiem o zatrudnieniu w szpitalu lekarzy prowadzących tajne badania w podziemiach szpitala na pacjentach uprowadzonych z oddziału. Znalazł te nazwiska. Był to Walter Freeman i Antonio Egaz Moniz, wykonawcy zabiegu lobotomii na pacjentach.
Po tym, co się Karol dowiedział w szpitalu pozostała jeszcze jedna kwestia do odkrycia, która Karolowi nie dawała spokoju. Czuł, że ułożył układankę niemal do końca, ale brakuje ostatniego elementu.
Po tych wszystkich znakach, jakie odkrył, Karol wziął łopatę i udał się w znajome już miejsce -  do samotnej mogiły z krzyżem obok. Ten grób nie dawał mu spokoju, więc musiał to zrobić, aby dokończyć temat.
Serce mu waliło jak dzwon, no bo w końcu nie codziennie rozkopuje się świeże groby to raz, a dwa... bał się odkrycia prawdy, bał się jak cholera, ale był niemal pewny...
 I stało się...To co zobaczył, przyprawiło go niemal o zawał serca.
W grobie spoczywało ciało Teresy, po tym, jak nie przeżyła zabiegu lobotomii.
Stracił ją raz na zawsze.
Karolowi pękło serce...
 
Historia napisana przeze mnie własnoręcznie, oparta o fakty autentyczne z mojego życia z roku 2017.
 

 Gwoli wyjaśnienia:
  • Lobotomia jest to zabieg mający na celu uszkadzanie połączeń nerwowych pomiędzy korą przedczołową a innymi częściami mózgowia, takimi jak np. wzgórze czy podwzgórze. W 1935 roku, portugalski neurolog Antonio Egas Moniz, wraz ze swoim współpracownikiem, wykonali po raz pierwszy lobotomię. Zabieg przeprowadzono poprzez wykonanie u pacjenta specjalnych otworów w obrębie czaszki, a następnie w okolice kory przedczołowej mózgu wstrzyknięty został roztwór etanolu. Technika lobotomii uległa modyfikacjom. Już sam Moniz do kolejnych zabiegów wykorzystywał przyrząd, który określano jako leukotom – przypominał on pętlę wykonaną z drutu, którą można było wprowadzać przez otwór w czaszce, a później, poprzez poruszanie nią, doprowadzać do przerwania połączeń pomiędzy różnymi częściami mózgowia.
  • Lobotomia stała się jednym z najczęściej wykonywanych zabiegów chirurgicznych w latach 40. i 50. ubiegłego wieku. Freeman był propagatorem lobotomii w USA, choć za wynalazcę tej metody uważa się portugalskiego neurochirurga Antonio Egasa Moniza.
  • Freeman nie znieczulał pacjentów przed rozpoczęciem zabiegu, ale traktował ich elektrowstrząsami. Zamiast skalpela chirurg dzierżył w dłoni szpikulec do kruszenia lodu, który jako jedyny był wystarczająco twardy, by przełamać barierę kości ludzkiej czaszki. Freeman wpychał szpikulec w przestrzeń między gałką oczną a powieką, a następnie uderzał młotkiem w jego rękojeść. W tym momencie ostrze przebijało oczodół, przedostając się do płata czołowego mózgu. Lekarz następnie chwytał za rękojeść i wykonując koliste ruchy fragmentował płaty czołowe mózgu swojego pacjenta. Taki standardowy opis zabiegu lobotomii może przyprawiać o dreszcze, choć metoda ta była przez długie lata stosowana jako sposób leczenia chorób psychicznych.
  • Metodą prób i błędów Freeman odkrył, że używając szpikulca do kruszenia lodu przez oczodół można łatwo dostać się w głąb mózgu. Tak narodziła się lobotomia transorbitalna, którą amerykańskie społeczeństwo uznało za prawdziwą sensację.
  • Freeman z dnia na dzień stał się bohaterem narodowym. Nikt nie śmiał kwestionować rzetelności jego eksperymentów. Nic nie robiono sobie również z protestów rodzin okaleczonych osób, bowiem dotyczyło to głównie osób niezrównoważonych psychicznie.
  • Pierwsze lobotomie przeprowadzono w Portugalii, szybko jednak zabiegiem tym zainteresowali się lekarze z innych krajów. W Stanach Zjednoczonych entuzjastami tej operacji byli przede wszystkim dwaj neurochirurdzy – Walter Freeman i James Watts. Z biegiem czasu narastała popularność lobotomii, ale i modyfikowany był przebieg tego zabiegu. Zmieniono chociażby sposób, w jaki uzyskiwano możliwość przerwania połączeń w obrębie ośrodków mózgowia. Zamiast wywiercać u pacjentów otwory w czaszce, do ich mózgów dostawano się poprzez dostęp… przezoczodołowy. Wykorzystywano w tym celu specjalny szpikulec (przypominający szpikulce do lodu), który wbijano pacjentom, przy pomocy młotka, poniżej gałki ocznej. Taka zmiana doprowadziła do tego, że lobotomia stała się mniej inwazyjna , a także skróciła czas trwania zabiegu – można ją było wykonać w zaledwie 10 min.

 

 

1024px-Turning_the_Mind_Inside_Out_Saturday_Evening_Post_24_May_1941_a_detail_1.jpg

Dr Walter Freeman (po lewej) i dr James W. Watts przygotowujący się do zabiegu lobotomii ( wikipedia)

 

 

O keszu:

 

Och, ten kesz, a w zasadzie jego powstawanie sięga roku 2014.

Pierwotnie miał powstać na południu Polski, w cześci opuszczonego szpitala psychiatrycznego,

bodajże to miało być w Katowicach, o ile dobrze pamiętam.

Nawiązuje do tego ten wpis.

Ale w sumie nigdy tam nie dotarłam a potem doszłam do wniosku, że lepiej dla tego kesza będzie, jak będę go miała bliżej domu.

I tak zaczęły się poszukiwania na Pomorzu odpowiedniego miejsca do tego celu.

Poszłam któregoś razu pooglądać opuszczone budynki Szpitala Psychiatrycznego na Srebrzysku, nawet rokowały dość dobrze, ale gdy przyszłam ponownie na już taką bardziej konkretną "obczajkę" to pogonił mnie ochroniarz a teren - okazało się - że zaczął być pilnowany i monitorowany. 

Zatem pozostało mi szukać nowego miejsca.

W międzyczasie miały miejsce wydarzenia opisane w tekście, które bardzo mocno przyczyniły się do obecnej otoczki i formy kesza a znalezione niedawno przypadkiem niesamowite miejsce, okazało się być idealnym na ukrycie finału.

I tak oto po latach kesz ujrzał wreszcie światło dzienne.

Dziś, w tak ważnym dla mnie dniu, 7.09.2020 ( kolejna siódemka ;))

postanowiłam, że czas najwyższy na publikację,

gdyż sam pojemnik spoczywa w grobie...tfu...terenie aż od 21.06.2020. ;)

To tyle tytułem historii powstania a teraz, drogi keszerze/droga keszerko,

czeka Cię odnalezienie Teresy.

Czy odważysz się pójść jej poszukać ???

 

 

Poniżej masz kilka pomocnych wskazówek:

 

1. Znajdź w terenie widok, jaki przedstawia fot. nr.1, następnie odwróć się o 180 stopni i zlokalizuj pozostałości starej bramy - tam właśnie szukaj pierwszego etapu.

2. Musisz pokonać przeszkodę, jaka jest przed Tobą, masz na to trzy drogi - jeśli się nie boisz to skacz;)(znaczy przejdź po rurze;)), jeśli jednak czujesz, że nie dasz rady to polecam spacerek w lewo, aż do czarno - żółtej barierki  lub w prawo do małej tamki - tam bezpiecznie znajdziesz się po właściwej stronie.

3. W 1 etapie masz informację ( ważny punkt w czerwonym prostokącie) i znowu dwie drogi dojścia - wybierz dla siebie dogodną. Zrób zdjęcie tego, co ujrzysz. Nie zabieraj tego!!!

4. Gdy dotrzesz na miejsce - do punktu w czerwonym prostokącie to od niego szukaj około kilkanaście metrów w lewo, przy drzewie z 4 konarami, 1 metr od drzewa po jego lewej stronie, nisko, na poziomie gruntu.

5. Bardzo proszę o porządne zamaskowanie po sobie, aby przetrwał jak najdłużej.

6. Certyfikaty dla podium oraz dla reszty znajdują się w "kieszonce" koloru khaki, w pokrywce pojemnika.

7. Hasłem do logu jest to, co wyjmiesz z pojemnika na 1 etapie.

ŻYCZĘ POWODZENIA I UDANEJ ZABAWY !!!

 

E74339F5-C529-9B8F-12AE-308C114811B1.jpg

 

Obrazki/zdjęcia
Fot .nr 1
Wypis Teresy
Tu szukaj finału
Tu szukaj finału