Samotne drzewo niepozornie zdobi wzniesienie na którym przed wiekami swoją osadę mieli Waldensi (odłam chrześcijaństwa). Wiedli spokojne, lecz trudne życie. Z uwagi na odważne tezy związane z wyznawaną religią, wyklęci z katolickiej większości, żyli w odosobnieniu tworząc hermetyczną wspólnotę. Zniknęli nawet nikt nie wie kiedy i jak. Została po nich tajemnicza historia i to charakterystyczne wzgórze. No i drzewo.
W 1999 roku znika sześcioletnia wnuczka dzierżawcy okolicznych pól. Cel jest jasny - okup. Dziewczynkę udaje się odzyskać, a porywaczy skazać na więzienie. Starszy pan buduje kapliczkę jako dziękczynienie Matce Boskiej Lubiechowskiej za odnalezienie dziecka i wszelkie łaski. Na miejsce wybiera wzgórze za jeziorem, które widoczne jest z drogi. Od tego momentu kapliczka i drzewo stanowią jedność, łącząc te dwie smutne historie.
Kesz: długo się zastanawialiśmy się jak typ kesza tam założyć. Jest to miejsce tak nasączone dramatem Waldensów (najprawdopodobniej wszyscy zostali tam wymordowani) i historią porwania dziewczynki, że nie ma co silić się na wyszukaną oryginalność. Uwaga - nigdzie nie kopiemy, tylko otwieramy. Kapliczkę widać z drogi. Znajduje się na północ od drogi Orzechów - Cedynia. Dla pierwszej trójki znalazców przygotowane są certyfikaty. Dojście możliwe jest tylko pieszo i to jest największe wyzwanie. Śpieszcie się póki rzepak sięga pasa
Sposób I: Auto zostawiamy koło jeziora, są tam bezpieczne zjazdy na pole. Nie parkujcie na poboczu, bo trasa jest wąska i kręta. Drogą technologiczną (ślady kół ciągnika) idziemy w kierunki kapliczki.
Sposób II: Zaraz za Orzechowem skręcamy w prawo i brukową drogą jedziemy na północ. Na wysokości kapliczki parkujemy i piechotą mamy jakieś 500 m. Jedyny problem to woda okresowo zalewająca drogę. Obecnie (połowa kwietnia) osobówką się tam nie przejedzie, terenówką tak.
Dotarcie do kapliczki jest naprawdę trudne - to jest skrzynka dla wytrawnych keszerów - koneserów wrażeń i miejsc niezwykłych.