Przeszło 50 lat temu doszło do jednej z największych tragedii w historii polskiego górnictwa. W kopalni "Makoszowy" w Zabrzu wybuchł pożar. W podsycanym przez żywioł chaosie zginęło 72 górników, a 87 doznało ciężkiego zatrucia.
Pożar rozpoczął się o godzinie pierwszej w nocy - najpierw zapaliła się drewniana obudowa przekopu, a później węgiel. Ogień rozprzestrzeniał się błyskawicznie.
W czasie śledztwa wykryto szereg nieprawidłowości.Spawacz nie przestrzegał przepisów bezpieczeństwa. Po drugie, sztygar zmianowy pełnił swoją funkcję nielegalnie, gdyż nie zdał odpowiednich egzaminów. Ponadto tamy oddzielające drogi ucieczkowe były nieszczelne i uciekający górnicy znaleźli się w tzadymionych odcinkach (42 zmarło z powodu zaczadzenia w jednym z nich).
Błędy popełniono również na "górze" - dyspozytor kopalni zignorował pożar, a gdy ten się rozprzestrzeniał coraz bardziej, nie chciał uruchomić sygnalizacji alarmowej i wezwać ratowników. Wreszcie dyrekcja kopalni po ugaszeniu pożaru postanowiła natychmiast wznowić wydobycie - ratownicy nie mogli więc przeszukać zakamarków kopalni i odnaleźć górników, którzy pożar przeżyli. Jeden z górników zginął właśnie z tego powodu, a jego zwłoki odnaleziono po trzech dniach.
Katastrofa w kopalni "Makoszowy" była drugą największa w historii powojennej Polski.