Budowę zamku zlecił w XV wieku biskup krakowski Wojciech Jastrzębiec. Wojtek był niezłym gagatkiem, całkiem nieźle szły mu lewe interesy z Zakonem Krzyżackim, co niespecjalnie spodobało się szlachcie i samemu królowi. Z obawy o swoje bezpieczeństwo i zgromadzone dobra zdecydował się na budowę okazałej warowni w Borysławicach. Warto wspomnieć, że w trakcie swojej czterdziestoletniej kariery biskupiej zgromadził on ponad czterdzieści tysięcy grzywien – równowartość ośmiu ton srebra! Ponoć rodziny się nie wybiera, więc część majątku skrywanego na zamku zostało zrabowane przez Dziersława z Rytwian – stryjecznego wnuka naszego biskupa.W XVI wieku zamkiem władała rodzina Russockich, następnie wszedł on w posiadanie Gębickich oraz Szczawińskich herbu Prawdzic. To tutaj wychował się wojewoda brzesko – kujawski, Jakub Szczawiski. W 1656 roku Szwedzi zajmują i następnie podpalają zamek, co ostatecznie przyczynia się do upadku warowni. Nigdy już nieodbudowana, służyła głównie za źródło darmowej cegły dla okolicznych mieszkańców.
Skrzynka to tradycyjny klipsiak schowany w ruinach. Kordy mogą się wahać, ale szukajcie gdzieś pomiedzy fragmentami leżącego muru (w razie czego pomogą Wam spojlery). Maskujcie tak, żeby kesz nie rzucał się w oczy i wszystko wyglądało w miarę naturalnie.
Najlepiej zaparkować samochód przy tablicy informującej o zakazie wstępu i podreptać do właściela terenu mieszkającego tuż obok. Ostrzeże Was przed spadajacymi na łepetynę cegłami i pozwoli zwiedzić ruiny (podobno jest cięty na ludzi, którzy włażą tam bez jego zgody). Aha, o samej skrzynce nie ma bladego pojęcia, więc nie tłumaczcie się żadnym Opencachingiem, bo i po co... idziecie strzelić kilka fotek. Oczywiście moja rada dotycząca pytania o pozwolenie jest opcjonalna i każdy zrobi jak uważa, w razie czego ostrzegałem. Atrybut trupka dodałem ze względu na zwisajace cegły, które faktycznie mogą przywalić w każdej chwili.
Powodzenia!