Zamek malborski posiadał kiedyś tajemne podziemne przejście. Stanowiło ono w istocie wydrążony w ziemi korytarz, który prowadził z piwnicy zamkowej, początkowo pod i wzdłuż koryta rzeki Nogat, a następnie skręcał w kierunku zachodnim i kończył się dopiero w żuławskim miasteczku Nowy Staw. Przejście to umożliwiało wtajemniczonym zarówno wyjście, jak i wejście do zamku.
W dawnych czasach przechowywano w nim również niezliczone skarby. Czuwały nad nimi liczne duchy, których nikł nie mógł pokonać.
Przed wielu, wielu laty, gdy zbliżał się czas upadku malborskiej twierdzy, jeden z pielgrzymów, który powrócił właśnie z Jerozolimy, odważył się wejść do podziemnego korytarza. Nie uszedł jednak daleko.
Drogę zagrodzili mu zakrwawieni rycerze trzymający pod pachami własne odcięte w bitwie głowy, a także różnego rodzaju upiory. Wszyscy oni trzymali straż przed żelaznymi drzwiami. Przerażony tym widokiem i przejęty zgrozą pielgrzym wybiegł stamtąd co prędzej. Od tego wydarzenia wejście do tajemnego przejścia zostało zasypane i nikt go już nie odnalazł. Raz w roku, i to w noc sylwestrową, pojawiał się tam bezgłowy koń. Po trzykrotnym obiegnięciu zamku znikał w miejscu, skąd poprzednio wybiegł. Dzisiaj nikt nie może już wskazać tego miejsca.
Źródło: www.malbork.naszemiasto.pl. Źródłem opowieści jest głównie książka Romana Apolinarego Reglińskiego pt. "W kręgu legend krzyżackich" opartych na zbiorze legend Prus Zachodnich opracowanych przez Paula Behrenda.
O keszu: mikromagnetyk, pod z lewej
.