Największy na świecie niekomercyjny serwis geocachingowy
GeoŚcieżki - skupiające wiele keszy
Ponad 1000 GeoŚcieżek w Polsce!
Pełne statystyki, GPXy, wszystko za darmo!
Powiadomienia mailem o nowych keszach i logach
Centrum Obsługi Geokeszera wybierane przez Społeczność
100% funkcjonalności dostępne bezpłatnie
Przyjazne zasady publikacji keszy
Musisz być zalogowany, by wpisywać się do logu i dokonywać operacji na skrzynce.
stats
Zobacz statystykę skrzynki
Czaszka Lerhita - OP9NQZ
Właściciel: Sir Black
Zaloguj się, by zobaczyć współrzędne.
Wysokość: m n.p.m.
 Województwo: Polska > pomorskie
Typ skrzynki: Mobilna
Wielkość: Duża
Status: Gotowa do szukania
Data ukrycia: 28-04-2023
Data utworzenia: 27-04-2023
Data opublikowania: 28-04-2023
Ostatnio zmodyfikowano: 15-01-2024
31x znaleziona
4x przeniesiona   397.13 km
0x nieznaleziona
0 komentarze
watchers 5 obserwatorów
60 odwiedzających
21 x oceniona
Oceniona jako: znakomita
4 x rekomendowana
Skrzynka rekomendowana przez: areckis, Cezex, Miki., Remol19
Musisz się zalogować,
aby zobaczyć współrzędne oraz
mapę lokalizacji skrzynki
Atrybuty skrzynki

Potrzebne hasło do logu! 

Zapoznaj się z opisem atrybutów OC.
Opis PL

Noce w połowie marca bywają zazwyczaj mroźne, za dnia wraz z pojawiającym się na niebie coraz wyżej słońcem temperatury dochodzą do kilkunastu stopni. Noc należy do zimy, lecz dzień jest już własnością wiosny. Wiosny, która o poranku zaczyna rozpuszczać leżący na polach i łąkach śnieg, łamie krę na rzekach, topi kryształowe sople, otwiera płatki przebiśniegom i ogrzewa krokusy które, jako kolejne będą przebijać się przez zmrożoną ziemię.
Takim mroźnym wiosennym porankiem, wciągając pełną piersią rześkie powietrze czuć drapanie w nozdrzach, robiąc wydech z ust leci słup pary, niczym dym po zaciągnięciu się najlepszym cygarem. Aby wyostrzyć zmysły i w pełni docenić smak oraz magię chwili wystarczy zamknąć oczy, w płucach czuć rozsadzające je zimno, pierwsze promienie porannego słońca zaczynają lekko muskać i ogrzewać twarz, ciepło rozchodzi się od twarzy po całym ciele, poza dłońmi, dłonie zawsze pozostają lodowate.
Takie lodowate dłonie każdego poranka miewał Lesław z Hipolitowa, lecz nie dziś, dziś ich nie czuł w ogóle, nie smakował również uroków mroźnej wiosny. Zamiast niej penetrowała go przytłaczająca i przerażająca pustka, ciężko określić czy ta pustka była w nim czy go otaczała. Uczucie wytrącenia nie odpuszczało, dodatkowo bardzo mocno zaczął odczuwać wszystkie: lęki, troski, trudy, smutki których zaznał, żal za zmarnowane sytuacje i błędy swojego życia, bezustannie miał wewnętrzną projekcję smutnych, przykrych i wstydliwych sytuacji z udziałem swoim i ludzi, których kochał, na których mu zależało. Uświadomił sobie, że nie czuje ciała, ale jednocześnie doświadczał jego skumulowanych ułomności powodowanych wszystkimi chorobami, ranami, wycieńczeniem, zmęczeniem fizycznym jakich kiedykolwiek doznał. W tym swoistym letargu przeszywała go również bezsilność ze wszystkich sytuacji, w których chciał pomóc, ale nie mógł lub nie umiał. Wszystko to postrzegał jednocześnie, choć lepszym określeniem będzie: wszystko to skupiało się na nim jednocześnie. Nie potrafił określić co było najgorsze, a dochodził do tego jeszcze uzbierany przez całe życie strach, a tego w ostatnich miesiącach doświadczył bardzo wiele.
Obok siebie zaczął zauważać kolegów: Wacław, Kazimierz, Bogdan... niby nie powinno być w tym nic dziwnego, w końcu przez ostatnie miesiące widzieli się każdego poranka, ale tym razem ich obecność była "nienamacalna", brakowało wspólnego porannego posiłku - gorąca menażka nie parzyła w dłonie, wspólnego palenia fajki - był to codzienny rytuał po śniadaniu i wspólnego narzekania na ten parszywy los - w końcu nikomu z nich nie było ostatnio lekko. Druhów przybywało, a wraz z nimi mężczyzn, których nie znał.
Każda ze stron wierzy, że jego sprawa jest słuszna i zabijanie w jej imię to szczytny cel, a na koniec wszyscy spotykają się w piekle. Lech z Hipolitowa był pierwszą ofiarą bity pod Mianowicami 18 marca 1807 roku, został zabity we śnie.
Gdy bitwa dobiegła końca wokół Lecha znalazło się wielu jego kamratów, wszyscy przechodzili podobną gehennę jak on i on postanowił ich od tych katuszy uwolnić. Cały czas pamiętał jak kiedyś na polu walki dobił śmiertelnie rannego kolegę by skrócić jego konanie, czy to był akt łaski czy zezwierzęcenie i obojętność wywołane wojną ciężko rozstrzygnąć. Tym razem postanowił zachować się podobnie i wziąć na siebie męki kompanów. Zaczął pochłaniać ich cierpienia, ale robiąc to jednocześnie ich unicestwiał, zabijał duszę, ponieważ teraz nie posiadali fizycznej postaci, byli sumą doznań i uczuć, których doświadczali. Zdecydował, że tam w piekle, w taki właśnie sposób odpokutuje grzechy, których dopuścił się za życia na ziemi. Szybko zorientował się, że czerpie satysfakcję z tych "dobrych uczynków" i "aktów łaski". Gdy już "wyzwolił" wszystkich swoich, zaczął “ratować” żołnierzy walczących po przeciwnej stronie. Decydując się na to nie był świadomy jednej rzeczy, ogromnej i wzajemnej nienawiści do przeciwnika, która cały czas była mocno zakorzeniona w każdym żołnierzu, nie wypaliła jej nawet piekielna katorga, a którą przejął wraz cierpieniami setek tysięcy żołnierzy obu stron. Te ogromne pokłady wzajemnej nienawiści, zgromadzone w jednym bycie, zadziałały tak samo jak dwie masy ścierającego się zimnego i ciepłego powietrza. Powstająca w ten sposób olbrzymia energia, uwalnia się w czasie wyładowania elektrostatycznego, nazywanego potocznie piorunem. W Lechu ta energia ujścia na zewnątrz nie znajdowała, wszystko kłębiło się, wrzało, kipiało w nim. Stale i bez przerwy w jego wnętrzu dochodziło do "wyładowań". W ten sposób zyskał niewyobrażalną moc i siłę, która połączona z przejętym cierpieniem setek tysięcy ludzi stworzyła demona o imieniu Lerhit.
Dla tak potężnego bytu ucieczka z piekła nie była żadnym wyzwaniem, ponownie na Ziemi pojawił się w miejscu, w którym zginął, na polu bitwy pod Mianowicami. W piekle minęło kilka setek lat, na Ziemi zaś ledwie kilka godzin, toteż ciała poległych wciąż znajdowały się w miejscu gdzie rozegrała się bitwa. Widok własnych, silnych zwłok leżących w brei z połączonego śniegu, błota i krwi był iskrą, która podpaliła nagromadzony w nim i tak już mocno niestabilny ładunek. Wybuchł z przeogromną nie do opanowania furią. Zaczął niszczyć wszystko i wszystkich wokół, nie oszczędzał ni dzieci ni kobiet. Miejscowa ludność nie była w stanie się mu przeciwstawić, uciekała tylko jak najszybciej i jak najdalej. Niestety było to za wolno i za blisko. W zasadzie żaden człowiek, ani dowolnie wielka grupa ludzi z wytworzoną ludzką ręką bronią, czy zdobytym w przeróżnych okolicznościach na przestrzeni wieków i pilnie strzeżonym uzbrojeniem w postaci niezwykłych, mistycznych przedmiotów o nadprzyrodzonej mocy nie była w stanie go powstrzymać.
W obronie ludzi do walki z Lerhitem stanęło Dwudziestu Siedmiu Aniołów, ich połączone moce stanowiły taką potęgę, że pozwoliły przeciwstawić się demonowi, a w konsekwencji go pokonać. Niestety zwycięstwo nie było całkowite i ostateczne. Lerhit widząc, że przegrywa walkę z Aniołami i zadając sobie sprawę, iż nie ma szans wygrać, sam rozerwał swoje fizyczne ciało na kawałki i jako nienamacalny byt uciekł do miejsca, które dobrze znał i czuł się w nim bezpiecznie... wrócił do piekła.
Aniołowie spalili jego szczątki, a z czaszki stworzyli potężny artefakt, który posiada moc zabijania duszy, czy to będącej już w zaświatach czy w żyjącym człowieku oraz unicestwiania każdego niematerialnego bytu. Ta potężna broń miała służyć ludziom w momentach zagrożenia i sytuacjach podobnych do tej, jaka miała miejsce z Lerhitem.
Przez lata opowieści o zajściu pod Mianowicami oraz szalejącym demonie, przekazywane z ust do ust, zataczały coraz szersze kręgi. Jedni w nie wierzyli inni, zdecydowana większość, wiary nie dawali. Osobą która bez reszty była przekonana o autentyczności opisywanych wydarzeń był Cesarz Wilhelm II oraz jego małżonka Augusta Wiktoria. Stali oni na czele tajnego bractwa zajmującego się czarnoksięstwem, okultyzmem i zjawiskami paranormalnymi. We wrześniu 1910 roku para cesarska przyjechała do Słupska na obchody 600-lecia miasta, taki przynajmniej podawany był oficjalny cel wizyty, lecz intencje przyświecające Wilhelmowi II i Wiktorii były zdecydowanie inne. Chcieli ponownie sprowadzić Lerhita z piekła na ziemię. Po paradzie na cześć cesarza i cesarzowej w mieście, gdy cała uwaga skupiła się na głowie państwa, jego małżonka udała się w stronę Mianowic, wziąć udział w niewielkiej uroczystości odsłonięcia pomnika upamiętniającego bitwę z 18 marca 1807 roku, w której poległ Lech z Hipolitowa. To właśnie ona własnoręcznie odsłoniła obelisk, przygotowany wcześniej na jej polecenie przez rodzinę von Puttkamer mieszkająca w pałacu w pobliskiej Karżniczce. Nie był to zwykły kamień, posiadał wielką moc, miał otworzyć portal do piekła, przez który Lerchit wydostanie się i ponownie wróci na Ziemię. Para cesarska była ogromnie rozczarowana faktem, iż ich działania zakończyły się niepowodzeniem i nie zyskają potężnego sprzymierzeńca w obliczu nadchodzącej wojny, która wisi nad Europą.
Nie zdawali sobie sprawy, iż Lerhit od dawna już jest na wolności, ponownie uciekł z piekła i zjawił się na Ziemi dokładnie 20 kwietnia 1889 roku. Drugi pobyt w piekle wykorzystał na przemyślenia i wyciągnął wnioski z pierwszej nieudanej ucieczki. Stał się sprytniejszy, bardziej podstępny i cwany. Zrozumiał, że im większą ilością dusz zawładnie, tym będzie silniejszy, że dusza żywego człowieka daje mu więcej mocy niż dusza w zaświatach, i przede wszystkim, że nie może walczyć sam, muszą go wyręczać inni - nie będzie brał udziału bezpośrednio w konfrontacji, nie zostanie zgładzony. Zaczął gromadzić dusze, swoimi najbardziej zaufanymi pomocnikami uczynił najbardziej wyśmiewane i pogardzane demony, jeden kulawy, drugi ślepy, kolejny przesadnie gruby. Wiedział, że dając im władzę będą mu ślepo posłuszni. Mocy nabierał przez lata, czerpał ją z wiary w niego i ze strachu, który wzbudzał. W końcu rozpoczął swoją kolejna walkę, która początkowo szła po jego myśli, wszystko układało się tak, jak sobie to zaplanował. Ale nawet najdoskonalszy plan ma wady, nie przewidział, iż wraz z utratą żywych, walczących dla niego ludzi, jego moc będzie słabła, im więcej ginęło, tym słabszy się stawał.
Lerhit widząc, że przegrywa walkę i zadając sobie sprawę, iż nie ma szans wygrać, ponownie dokonał samounicestwienia i jako nienamacalny byt uciekł do miejsca, które dobrze znał i czuł się w nim bezpiecznie... wrócił do piekła.

 


Skrzynka
- Do zaliczenia kesza wymagane jest hasło.
- Hasłem jest odpowiedź na pytanie: Kiedy Lerhit po raz drugi uciekł z piekła?
- Format hasła: DD.MM.RRRR
- Odpowiedź na to pytanie znajdziesz w powyższym tekście.

O kesza pytaj Blacka :)

PROSZĘ NIE ZOSTAWIAĆ SKRZYNKI BEZ OPIEKI, PROSZĘ PRZEKAZYWAĆ JĄ Z RĄK DO RĄK. DZIĘKUJĘ.

Zasady reaktywacji Reaktywacja jest zabroniona i nie ma od tego wyjątków.
Przeczytaj więcej o reaktywacji skrzynek TUTAJ