Podczas wojen napoleońskich myśliwski dworek w Dębcu pełnił rolę szpitala wojskowego. Zmarłych Francuzów, tak oficerów, jak i szeregowców, grzebano w masowym grobie w pobliskim parku. Pół wieku później, gdy prowadzono budowę linii kolejowej Wrocław – Głogów, tak wytyczono przebieg trasy, że biegła ona tuż przy parku, a częściowo nawet przez fragment jego dawnego terenu. Nic dziwnego, że w czasie prac ziemnych często napotykano na leżące rzędem szkielety.
Pewien robotnik przytaszczył do domu wór pełen zebranych kości, by później sprzedać je aptekarzowi. W nocy obudziły go tajemnicze szmery, które brzmiały jak szepty. Jakież było jego zdziwienie i przerażenie, gdy zobaczył przed sobą kilka postaci francuskich żołnierzy! Nocni goście zaciskali pięści i grozili, że jeśli ponownie nie pochowa zebranych kości, zostanie uduszony. Robotnik przeląkł się gróźb i następnego ranka szybko pobiegł do zaprzyjaźnionego ścinawskiego grabarza. Jeszcze tego ranka obaj zakopali wszystko na miejscowym cmentarzu. Podobno po pogrzebie zmory przestały się ukazywać.
(za Zeszytami Ziemi Ścinawskiej)
Nietrudna tradycyjna skrzyneczka, zainspirowana uważną lekturą powyższej opowieści. Pomieściła 60 certyfikatów. Uwaga: fanty zewnętrzne nie są na wymianę! Zachowaj konspirację. Powodzenia, dobrej zabawy.
Zmory z Dębca tuż przed zniknięciem (fot. archiwum prywatne).