Legenda o tajemniczych baranach i dziwnym kopcu z krzyżem:
Było to mniej więcej przed stu laty. Ówczesny dziedzic Zagórza za namową swej małżonki postanowił wznieść w wiosce kościół. Wybrał w tym celu plac, na którym obecnie widnieje kopiec. Plac ten jednak nie spodobał się żonie pana Mieroszewskiego, która pragnęła wznieść kościół w pobliżu starożytnej kapliczki. Na tym tle przyszło do sporów między małżonkami, które czasem przybierały gwałtowny charakter.
Ostatecznie Mieroszewski postawił na swoim. Wyznaczył plac, z wielką uroczystością poświęcił i zaczął zwozić kamienie na fundamenta. Zaledwie kilka fur zwieziono, gdy w nocy zjawiły się na placu tajemnicze barany, które rogami i głowami rozwaliły kupę kamieni, a następnie dziwnym sposobem poodciągały je w różne strony. Świadkowie tego zdarzenia opowiedzieli je dziedzicowi. Ten najpierw obatożył opowiadających, a potem poszedł przekonać się o prawdziwości zdarzenia. Przybywszy na miejsce, zobaczył rzeczywiście porozwalane i porozrzucane głazy. Kazał je natychmiast poznosić na swoje miejsce, a na noc postawił przy nich silną wartę.
I cóż się stało? W nocy zjawiły się tajemnicze barany, pobodły i potłukły wartowników, że z wielkim strachem i guzami pouciekali z placu, roznosząc panikę po wsi. Dowiedział się o tyn Mieroszewski i sam wśród nocy pobiegł na plac. Zaledwie znalazł się na miejscu, gdy doskoczył jeden baran, trzasnął w dziedzica rogami, aż koziołka wywrócił i przepadł w ciemności.
Potłuczony dziedzic, zrezygnował z budowy kościoła na wybranym przez siebie miejscu i zgodził się na plac wyznaczony przez żonę.
Od tego czasu tajemnicze barany już więcej nie pokazały się nikomu. Na miejscu zaś wydarzenia, po wybudowaniu kościółka (w tym miejscu, gdzie stoi on do dziś) postawiono krzyż wśród kamieni, które były przeznaczone na budowę świątyni.
Keszyk to mikrus z logbookiem i ołówkiem, ukryty nieopodal kopca z krzyżem. Skrzynka dwusystemowa.