To było tak.
Był początek dziewiętnastego wieku. Hans swym żołnierzom, stacjonującym nieopodal, rozkazał pomóc miejscowemu leśnikowi Klausowi rozwiązać problem z odprowadzeniem wód gruntowych z lasu. Żołnierzy była garstka, a rowów do wykonania z 50 kilometrów. Żołnierze podrapali się po metalowych hełmach i z niemiecką precyzją zaczęli kopać długie, proste rowy, ale zamiast łopat użyli pocisków artyleryjskich puszczanych po gruncie. Metoda zacna, choć ma jedną wadę - pociski w końcu wybuchają. No cóż- gdzie jebutło tam staw. Hansowi wmówili, że to zbiorniki przeciwpożarowe, a Klaus nie odpowiedział na pytanie, dlaczego przez kilka tygodni sosny latały na wysokości przelotowej Luftwaffe, bo zupełnie ogłuchł od wybuchów. No i faktycznie, dziury przez czas jakiś funkcje ppoż spełniały, ale do czasu aż pewien nadleśniczy karpia na święta posiadać zechciał. A że komuna głęboka, to sadzawka w lesie się nada. I tu najstarsi strażacy cuda wspominać mogą, jak to pożar karpiami gasili. Zawsze pierwsi... karmili konia żeby się przypadkiem bidula na głodnego nie spaliła. Jak już docierali na miejsce zdarzenia, straż powiatowa witała ich z radością, gdyż miejscowi zawsze wyposażeni byli w zestaw do gaszenia... pragnienia, produkcji legendarnego Zenona. Zenek sławny był z tego, że gdy pędził na swym komarku, we krwi miał mieszankę bardziej kaloryczną niż paliwo, na którym jechał. Strażak ochotnik nie zawsze zdążył jednak na odjazd zestawu bojowego. Ten przez lata uległ znacznej modernizacji, gdyż bidula szkapa wymieniona została na nowoczesny wóz bojowy Ursus c350 z przyczepą, na której zamontowano pompę gaśniczą o mocy dwóch pijanych strażaków. I tu historia Zenka bimbro - strażaka, lokalnego celebryty zatoczyła krąg, gdy pędził na swym komarku za strażackim ursusem, by jak najszybciej dojechać na ugaszone przez szamotulską straż pogożelisko, by wspólnie ugasić pragnienie. Już jest, już rzuca komara w trawę, już biegnie do kompanów, a tu komar trawę zapalił. No i tym razem OSP było pierwsze na miejscu zdarzenia. Późniejsze losy zbiornika są niejednoznaczne. Raz był ostoją zwierzyny, raz (kiedy Unia pieniądze dawała), ważnym elementem ochrony przeciwpożarowej. Losy zbiornika podsumowuje fakt, że gdy po raz ostatni straż odważyła się spróbować zatankować tam wodę, zastała tylko zdziwionego dzika, moczącego dupsko w ostatniej kropli błota.