O keszu: Dawne wysypisko śmieci obsługujące Oławę i okolice, obecnie jest ono porośnięte roślinnością (rekultywacja). Obecnie nie ma planów na zagospodarowanie tego terenu, a można by było tu zrobić wiele interesujących rzeczy. Nazwa górki wyssana z palca hehe.
O keszu:
Kesz to wisząca PET na podanych kordach.
Uwaga !!!:
Najlepsze dojście na górę jest od strony Oławy gdzie jest wydeptana ścieżka.
Prawie każda gorą ma swoja legendę ( w tym przypadku Kawci ) przy czym często kojarzone są one z miejscami złych mocy czy kryjówkami bandytów. Zaodrzańska kopa pomimo młodego wieku również możne się takimi legendami pochwalić. Miejsce to zbudowane jest ze śmieci i na dodatek przykryte warstwa ochronna (jak sądzę) więc silą rzeczy rośnie tu roślinność karłowata, szczątkowa co tworzy trochę upiorny klimat, a dochodzą do tego dwa fakty: W latach 90 z Oławy wyjechali żołnierze radzieccy stacjonujący wcześniej przez kilkadziesiąt lat w tutejszej jednostce. Wraz z rodzinami stanowili oni 1/4 mieszkańców Oławy - około 8 tys ludzi. Kiedy wyjeżdżali mnóstwo rzeczy wyrzucili na wysypisko. Ogromne płachty siatki maskującej pokrytej chemikaliami konserwującymi, skrzynki po amunicji, pontony wojskowe celowo przerąbane aby uniemożliwić użycie. Część z tych odpadów z całą pewnością stanowiły odpady niebezpieczne (nie koniecznie niewypały ale sporo chemii) a i bez tego na wysypisko wywożono wtedy i wcześniej mnóstwo świństwa. Chodząc tutaj stąpasz po biologicznej bombie... Również mniej więcej w tym okresie a może wcześniej pojawił się na wysypisku samozwańczy zarządca który wykonał tu sobie ziemiankę. Mieszkał tu cały rok - może w zimie rozkładające się śmieci dawały trochę ciepła? W każdym razie do zapachu w lecie trzeba się było przyzwyczaić. Człowiek ten tolerowany przez legalnych stróżów wysypiska otoczył się bandą wyrzutków i poszukiwaczy wysypiskowych skarbów. Trzymał też w ziemiance kilka psów do pilnowania. Utrzymywał się ze sprzedaży wykopanych ze śmietniska cenniejszych znalezisk - materiałów budowlanych, stali, butelek itd. Nie zawsze do skupu, często przychodził do niego lub jego pomagierów ktoś z zewnątrz szukając czegoś tanio. Oczywiście byli i inni, którzy szukali na własną rękę ale nie będąc cały czas na wysypisku byli na przegranej pozycji a czasem i od tego co znaleźli płacili jakiś haracz. Główną walutą był alkohol który następnie spożywany był, często wspólnie przez szefa z kompanami. Podobno czasem spożywano tez mięso jakichś dziwnie wyglądających na ruszcie niewielkich czworonogów. W czasie jednej z takich imprez w zimie ktoś przyszedł załatwiać interesy. Doszło podobno do jakiejś kłótni i człowieka odarto z odzienia i chyba ugodzono ostrym narzędziem tak ze zmarł z wychłodzenia oraz ran dowlókłszy się prawie do drogi. Znaleziono go jeszcze jęczącego ale było za późno. Co potem stało się ze sprawą nie wiem, ale szef bandy był jeszcze potem u siebie przez jakiś czas. Banda a potem i jej przywódca zniknęli po zamknięciu wysypiska. Kiedy jednak raz nocą skracałem sobie przez rzeczoną górkę drogę z pobliskiej wsi przy świetle księżyca ujrzałem na szczycie z oddali człowieka (lub dwóch ludzi) z dużym psem (lub psami). Tak opisują miejscowi keszerzy co niniejszym zamieszczam.