Największy na świecie niekomercyjny serwis geocachingowy
GeoŚcieżki - skupiające wiele keszy
Ponad 1000 GeoŚcieżek w Polsce!
Pełne statystyki, GPXy, wszystko za darmo!
Powiadomienia mailem o nowych keszach i logach
Centrum Obsługi Geokeszera wybierane przez Społeczność
100% funkcjonalności dostępne bezpłatnie
Przyjazne zasady publikacji keszy
Musisz być zalogowany, by wpisywać się do logu i dokonywać operacji na skrzynce.
stats
Zobacz statystykę skrzynki
Kapliczka Florian - OP8SP9
Właściciel: KingaP
Zaloguj się, by zobaczyć współrzędne.
Wysokość: 455 m n.p.m.
 Województwo: Polska > małopolskie
Typ skrzynki: Tradycyjna
Wielkość: Mikro
Status: Gotowa do szukania
Data ukrycia: 26-03-2018
Data utworzenia: 15-05-2018
Data opublikowania: 15-05-2018
Ostatnio zmodyfikowano: 16-04-2022
14x znaleziona
0x nieznaleziona
0 komentarze
watchers 0 obserwatorów
33 odwiedzających
8 x oceniona
Oceniona jako: dobra
Musisz się zalogować,
aby zobaczyć współrzędne oraz
mapę lokalizacji skrzynki
Atrybuty skrzynki

Można zabrać dzieci  Dostępna rowerem  Szybka skrzynka 

Zapoznaj się z opisem atrybutów OC.
Opis PL

Zapraszam do dwusystemowej skrzyneczki (GC7M3V3)

 

PL.jpg  [PL] Kapliczka świętego Floriana w Muszynie na Folwarku

 

Skrzynka

Nie wiem jak Wy ale ja oprócz znajdywania kesza lubię również jak najwięcej dowiedzieć się o danym miejscu bo nieraz ma bardzo ciekawą historię. Zapraszam Was dzisiaj do muszyńskiej kapliczki. Historii tej nie przeczytacie w internecie jedynie w książce, którą Wam tutaj prezentuje. Ci co nie lubią czytać mogą opuścić cały opis :)

Kapliczka znajduje się koło domów więc proszę o rozważne podejmowanie. Bardzo proszę o odkładanie pojemnika w odpowiednie miejsce.

 

Położenie kapliczki

Kapliczka na Folwarku (ulica Tadeusza Kościuszki w Muszynie) znajduje się na działce Krzysztofa Homy pod numerem 110A. Stoi ona tuż obok toru kolejowego biegnącego z Muszyny na Słowację do Plavča. W XIX wieku nazywano ją powszechnie „kaplicą”. Dzisiejsza lokalizacja dziwi obserwatora. Cóż to za miejsce obok torów, bez dojścia i drogi, domostwa oddalone o 100 metrów i do tego obrócone tyłem do kapliczki, z zabudowaniami gospodarczymi, stajniami i oborami.

Czy zawsze tak było? Czy fundatorzy postawili przypadkowo tę kapliczkę w oddaleniu? Otóż nie. W czasie, gdy była budowana — a było to być może już w XVIII wieku — kapliczka stała przy drodze prowadzącej na Węgry przez Kurczyn. Dzisiaj taka droga już nie istnieje, chociaż na pewnych odcinkach są jeszcze jej ślady. Droga ta służyła raczej do celów gospodarczych aniżeli jako trakt handlowy.

Wokół kapliczki rozsiane były drewniane domostwa ówczesnych właścicieli. Po tych domostwach tu i ówdzie pozostały w ziemi szczątki po podbudówkach z kamieni, pod podwalinami budynków. Tu, gdzie obecnie znajduje się zwarta zabudowa ulicy Kościuszki, mniej więcej od numeru 70 do numeru 130, w miejscu aktualnych domów płynęła rzeka Poprad. Do dziś są widoczne wgłębienia, „jamy”, po głębokim korycie Popradu, a kamienisty grunt starorzecza pokryty jest warstwą humusu tak cienką, że użycie pługa jest niemożliwe. Kiedy rzeka zmieniła swe koryto — brak przekazów. W połowie XIX wieku tereny te określone były w zapisach hipotecznych jako „grunt w łanie nieużyteczny kamieniami zasłany”.

 

Zarys historii kapliczki

Kapliczka budowana była na planie kwadratu o boku 5 łokci tj. 3 m (łokieć = 24 cale = 60 cm). Ściany boczne i ściana tylna wznosiły się na wysokość 4 łokci i miały grubość 1 łokcia, wykonane z kamieni łączonych gliną. Sąsiednie domostwa budowane były z drewna a kapliczka jako jedyna miała konstrukcję ścian i stropu murowaną. Ściana szczytowa z otworem drzwiowym o wymiarach 3 x 3 łokcie, z nadprożem łukowatym z ułożonych promieniście bryłek tj. płaskich kamieni rzecznych łączonych gliną. Nad wejściem fasada dwuspadowa z ślepą wnęką okienka, całość zwieńczona hełmem i krzyż ciosany z kamienia. Wnętrze pokrywało wsparte na bocznych ścianach sklepienie łukowe z płaskich kamieni rzecznych ułożonych promieniście łączonych w glinie. Sklepienie w kapliczce wykonane było w identyczny sposób w jaki budowano wolnostojące ukryte w gruncie piwnice służące do przechowywania żywności. Ściany kapliczki wewnątrz i na zewnątrz gładzone gliną i bielone wapnem. Wewnątrz kapliczki polepa a wokół ścian niskie „ławy” z ubitej gliny. Otwór drzwiowy zamykany dwu skrzydłową furtką z listew drewninych na wierzejach. Dach krokwiowy z okrąglaków trzyspadowy, kryty gontem. Budulec na ściany i sklepienie znajdował się na miejscu, bryłki zaścielały Kamieńce po sąsiedzku, glina lepiara znajdowała się w zboczu obok. Brak dokładnych danych na temat fundatorów tej kapliczki, jej budowniczych  oraz dokładnego czasu jej powstania.

Budowa kolei tarnowsko – leluchowskiej w latach 1874 – 1876 miała swój przyczynek do stanu kapliczki. Pole na skraju którego stała kapliczka zostało przecięte pasem torowiska umieszczonym w głębokim podkopie zbocza Ćwiartek. Kapliczka pozostała na takim niewielkim klinie obok toru. Padające iskry z parowozów stwarzały niebezpieczeństwo pożaru. Domy stojące w pobliżu toru musiały być (rozkazem ck Komisji ds. wykupu gruntów) odsunięte od niego na bezpieczną odległość. Kapliczka, jako że była murowana, nie podlegała takiej decyzji. Zarząd Kolei musiał ją jednak zabezpieczyć. Dla ochrony przed iskrami nakryto gonty blachą bieloną w arkuszach zakładanych w łączeniach „na felc”. W celu zabezpieczenia murów przed działaniem wstrząsów, powodowanych przez przejeżdżające pociągi, opasano mury opaską z czterech płaskowników, skręconych na narożnikach na „mutry”. Opaska założona była na wysokości łączenia sklepienia z murami ścian. To proste zabezpieczenie chroniło kapliczkę przez sto lat; bielona blacha z pokrycia dachu przetrwała również blisko wiek. Chroniłoby pewnie i dłużej, gdyby pokrycie dachu było remontowane. O naprawę i konserwację dachu nie miał kto zadbać, kapliczka stała na prywatnym gruncie, miała status bezpański, a dla nowych zmieniających się właścicieli stan kapliczki własności niekokreślonej był obojętny.

 

Patron kapliczki święty Florian

W kapliczce pierwotnie znajdowały się święte obrazy przynoszone tu ze starych domów, naznaczone zrębem czasu, poczerniałe ze śladami kontaktu z muchami. Takie obrazy, usuwane ze starych, rozbieranych domów, jako „święte” nie mogły być wyrzucane lub niszczone, odnoszono je więc do kapliczki, a tam czas robił z nimi swoje. Taki sam los spotykał potłuczone gipsowe figurki, które po uszkodzeniu znoszono pod ściany kapliczki.

W XIX wieku w Kościele św. Józefa restaurowano wielki ołtarz. W starym ołtarzu w nastawie były umieszczone dwie figury świętych. Figury rzeźbione w drewnie lipowym wysokości około 70 cm były dziełem sztuki, ukazywały w pozycji stojącej postacie świętych biskupów w szatach liturgicznych. Jedna z figur przedstawiała św. Mikołaja biskupa, druga podobna w swym wyglądzie przedstawiała św. Stanisława biskupa męczennika. Przy przebudowie ołtarza figurki te usunięto i przeniesiono je do kapliczki na Folwarku. Rodzina, która mieszkała w sąsiedztwie nazwała te figury „duszkami”, nie wiadomo dzisiaj co ta nazwa oznaczała.

W Muszynie, na Rynku obok ratusza, stała kapliczka, stoi tam zresztą do dzisiaj. W kapliczce znajdowała się figura świętego Floriana, ustawiona przez muszyńskich mieszczan po to, „coby ich strzegł od pożogi”. Miasto dość często padało pastwą płomieni, co przy drewnianej zwartej zabudowie ulic było nie do uniknięcia. Figura drewniana z drewna lipowego, naturalnej wielkości, przedstawiała św. Floriana ubranego w zbroję z łusek, nagolenniki i naramienniki, tudzież buty. Na głowie miał hełm typu rzymskiego z grzebieniem. W lewej ręce dzierżył chorągiew rozwiniętą, widlasto rozdzieloną, wykonaną również z drewna. W prawej ręce trzymał skopiec z wodą lejącą się na płonący kościółek, ustawiony u stóp figury. Oblicze świętego było pociągłe, z sumiastymi wąsami. Na pancerzu znajdował się order gwiazdy ośmioramiennej. Figura św. Floriana miała tę osobliwą właściwość, że budziła lęk zwłaszcza o zmroku — gdy spojrzało się na nią znienacka, odnosiło się wrażenie, że ktoś żywy stoi w pozie do ataku. Uczucie niepokoju wywoływały oczy, nienaturalnie duże i wyłupiaste. Średniowieczna rzeźba ma 165 cm wzrostu i jest ona nieznanego rzeźbiarza.

Za czasów księdza proboszcza Andrzeja Gruszki (1885-1905) rajcowie muszyńscy obstalowali nową figurę świętego Floriana, już taką „przystojną”. „Straszącego” świętego przeniesiono do kapliczki na Folwarku i umieszczono między figurami św. Stanisława i św. Mikołaja. Inne ustne przekazy wskazują na jeszcze wcześniejsze przeniesienie figury na nowe miejsce. Tak czy inaczej, święty Florian bronił teraz Folwarku aż do 24 grudnia 1973 roku.

W latach 20-tych Katarzyna Homa z Halkiewiczów starym zwyczajem rodzinnym posłała z okazji świąt Bożego Narodzenia synka, aby zaniósł do kapliczki świeczkę. Jasiu postawił świeczkę zbyt blisko rzeźby wyobrażającej kościółek, który zajął się od ogarka. Spłonął skopiec i opaliła się stopa świętego. Pożar ktoś zauważył i ugasił, lecz figura pozostała okaleczona przez ponad 30 lat. W latach 50-tych stolarz Józef Ruchała wystrugał z drewna brakującą stopę. Doprawił ją trochę niezgrabnie, natomiast jego brat Roman nałożył na szczerniałe farby nową warstwę farb olejnych. Po tej kosmetyce figura wyglądała lepiej.

6 grudnia 1972 roku 90-letni Jan Halkiewicz poszedł pomodlić się przed św. Mikołajem i zapalić świeczkę, jako że był to akurat dzień tego świętego. Nie zmówiwszy pacierza staruszek przybiegł do zabudowań Drozdów z wiadomością o zniknięciu figurki. O kradzieży powiadomiono zarówno proboszcza, jak i milicję, która jednak nie znalazła podstaw do wdrożenia śledztwa.

Święty Florian opuścił swoją zrujnowaną kapliczkę w wigilię Bożego Narodzenia 1973 roku, kiedy to sędziwy Jan Halkiewicz zdecydował, że cenna figura nie może dłużej pozostać w tak niekorzystnych warunkach. Staruszek wezwał do pomocy Edwarda Drozda. Figura została załadowana na sanki, po głębokim śniegu z trudem dowieziona do ulicy i dalej do kaplicy w budynku Błażeja Bukowskiego. Tam w starej kuchni, służącej za skład dla kaplicy, święty Florian przetrwał sucho i bezpiecznie aż do roku 1983. Po wybudowaniu kościoła pod wezwaniem bł. Marii Teresy Ledóchowskiej, figura została przeniesiona do magazynu kościoła w pomieszczeniu pod schodami. Tam biedny św. Florian dalej straszył — kto tylko otworzył drzwi cofał się przestraszony, chwytając się za serce.

Sekcja Ochotniczej Straży Pożarnej z Folwarku postanowiła zabrać figurę do konserwacji na koszt Straży Pożarnej. Figura miała być odnowiona, a brakujące elementy zrekonstruowane według rysunków Edwarda Drozda.

 

Rola kapliczki w życiu mieszkańców Folwarku

Kapliczka była miejscem lokalnego kultu Bożego, gdzie szeptano pacierze zwłaszcza wtedy, gdy do parafialnego kościoła w Muszynie dostęp był niemożliwy. Folwark od Muszyny oddzielony jest rzeką. W zimie lód stanowił naturalny most. Ale mimo, iż lód „stał”, ludziska nie szli zimą boso do kościoła — buty posiadali tylko „bogacze”, a tych brakowało. Gdy lody puściły, wysoki stan wód pośniegowych z Tatr lub powodzie uniemożliwiały przeprawę „płytem” na muszyński brzeg. Najbliższy most, a raczej drewniana kładka między zamczyskiem a dworem, znajdował się w Plavču, a gdy kładkę lody zgarnęły, most na Popradzie stał dopiero w Starej Lubowli.

Pewnego roku jeszcze przed budową kolei, gdy lody spłonęły i rzeka była wezbrana, mieszkańcy Folwarku wybrali się do kościoła w Muszynie poświecić bazie w Niedziele Palmową. Obrali sobie drogę przez Plaveč. W jedną stronę mieli do pokonania 30 km. Wyszli w sobotę przed wieczorem by dotrzeć do Muszyny, przygotować się i na sumie poświęcić bazie. Panował obyczaj, że na sumę z domów wychodzano bardzo wcześnie rano, by w kościele przed Mszą świętą odmówić pacierze kolejno przed obrazami i fugurami świętych w bocznych ołtarzach według upodobania i tak oczekiwać na mszę. Jakież było ich zdziwienie, gdy rankiem o świcie przywitały ich dzwony na rezurekcyjną procesję wokół kościoła. Cóż, w swoich obliczeniach pomylili się o tydzień. Wszak kalendarzy nie mieli, zimą do kościoła nie chodzili. Obowiązek posiadania święconych palm w domach był tak wielki i tak mocno zakorzeniony we wierzeniach i swoistej pobożności ludu, że długa uciążliwa droga po święcone gałązki bazi nie odstraszała. Wierzono, że święcona palma ma moc ochrony od piorna, od gradobicia, wetknięta w pierwszą zaoraną skibę przyniesie bogaty plon i Bożą pomoc chroniącą od klęski.

W maju sąsiedzi, dzieci i młodzież, schodzili się do kapliczki, by śpiewać litanię do Matki Bożej. Wówczas kapliczkę bielono z wierzchu i wewnątrz, ozdabiano gałązkami „kocirby” i polnymi wiosennymi kwiatkami „zamoczonymi” w słoikach. Brama i łuk sklepienia nadproża przyozdabiane były gałązkami modrzewia. Ważniejsze święta kościelne były okazją do zaniesienia tam świecy lub lampki z topionego masła. Przez wiele dziesiątków lat opiekę nad kapliczką sprawowała rodzina Tlałków, później Halkiewiczów, aż do czasu scalenia gruntów w latach pięćdziesiątych. Również rodzina Jędrzeja Homy, czyli właściciele gruntu pod kapliczką, mieli nad nią pieczę.

Kapliczka kryła jeszcze jedną tajemnicę. Na zapleczu kapliczki w dawnych czasach niewiasty grzebały poronione płody ludzkie. Poronienia ciężarnych niewiast w gospodarstwie były częstym zjawiskiem, trudy prac i zupełny brak opieki lekarskiej sprzyjały kobiecym chorobom zwłaszcza przy częstych ciążach. Niosły niewiasty za kapliczkę „pomioty ludzkie” i tam grzebały je w ziemi na wieczny odpoczynek.

W 1958 roku po scaleniu gruntów w Muszynie, właścicielom gruntów oddano w posiadanie nowe stany hipoteczne gruntów z wytyczonymi nowymi granicami parcel. Kapliczka znalazła się na parceli Franciszka Homy syna Wojciecha. Nowa konfiguracja granic spowodowała brak dostępu dla mieszkańców do kapliczki, która znalazła się w głębi ogrodu. Wydeptane na miedzach ścieżki znikły, nowe miedze nie dawały możliwości swobodnego dostępu do kapliczki znajdującej się obecnie niemal na środku parceli. Kapliczka zaczęła popadać w ruinę. Blachy na dachu założone w 1876 roku przez c.k. Zarząd Budowy Kolei uległy korozji, a wiatr pozrywał płaty przerdzewiałej blachy i rozniósł po sąsiednich polach. Stare gonty zgniły, przez dziury w dachu woda ściekała na sklepienie i ściany, powoli lecz skutecznie rozmywając glinę łączącą kamienie. Namokłe mury przez działanie mrozów ulegały rozsadzaniu. Nowi właściciele nie czuli potrzeby przeprowadzania remontu, waląca się bezpańska kapliczka okazała się obiektem nie pożądanym. Przy komasacji nie zinwentaryzowano kapliczki, nie wydzielono powierzchni zabudowy pod kapliczką z parceli własności nowego posiadania, nie uregulowany stan prawny czynił kapliczkę własnością nowego posiadacza. Sąsiedzi czuli się nie upoważnieni do podejmowania remontu na cudzej własności, zajęli pozycję bierną w sprawie.

Ówczesny proboszcz muszyński, ksiądz prałat Eugeniusz Piech, w trosce o lokalne zabytkowe miejsce kultu wyasygnował kwotę 1000 złotych na naprawę dachu. Przeprowadzał ją w latach 60-tych Józef Ruchała. Niestety kupionych materiałów nie wystarczyło na remont całości i w rezultacie ta nieukończona naprawa tylko odsunęła w czasie ruinę kapliczki. Pojedyncza warstwa papy szybko została zniszczona przez wiatr i słońce, woda czyniła nadal swoje dzieło, aż do zupełnego zniszczenia sklepienia i ścian. Po 1958 roku nie gromadzono się już tam na majówki, coraz rzadziej zanoszono tam świeczkę. Opuszczona kapliczka dawała złe świadectwo. Rodzina nowych właścicieli nie wzbraniała wstępu na parcelę i dojścia do kapliczki, jednak położenie kapliczki wśród upraw polowych onieśmielało chętnych do wchodzenia na cudzy teren. Zapuszczone wnętrze gromadziło stertę śmieci, gruz z opadającego sklepienia i popękanych rozmywanych ścian. Kapliczka dożywała swych dni, pozostały ruiny przynoszące wstyd właścicielom i wstyd społeczności sąsiadów za bezczynność.

 

Towarzystwo Miłośników Ziemi Muszyńskiej ratuje kapliczkę

W maju 1989 roku kilku działaczy TMZM przyszli z łopatami do kapliczki z zamiarem usunięcia śmieci i gruzu z wnętrza kapliczki. Budyneczek kapliczki przedstawiał opłakany wygląd, by usunąć gruz i śmieci, łopaty okazały się nie przydatne. Przewodniczący TMZM Adam Mazur udał się do sąsiadów pożyczyć kilof i motykę, sąsiedzi dopiero wówczas dowiedzieli się, że „ktoś” zamierza „coś” robić przy kapliczce. Po kilku pracowitych godzinach pracy, udało się wyrzucić na zewnątrz stertę gruzu, kamieni i śmieci. Właściciel działki obiecał posprzątać gruz i dostarczyć piasek z Popradu na remont kapliczki. Jednak przez dwa lata nie zostało to wykonane.

TMZM podjęło starania o zgodę władz na renowację zniszczonej kapliczki. Wojewódzki Konserwator Zabytków w Nowym Saczu Zygmunt Lewczuk przeznaczył na renowację i odbudowę murów kwotę 1000 zł. Urząd Miasta i Gminy Muszyna w trakcie wykonywanych prac wspomagał zadanie, finansował zakup materiałów budowlanych i pokrycie dachu. Przy odbudowie pomocnymi okazały się szkice i rysunki wykonane przez Edwarda Drozda, to wg nich przywrócono zewnętrzny wygląd kapliczki.

W dniu 14 września 1991 roku Adam Mazur przystąpił do renowacji kapliczki. Ale cóż się okazało? Lato 1991 było bardzo mokre, ciągle padające deszcze rozmyły resztkę sklepienia i mocno naruszyły mury, wymywając glinę. Pierwotny plan dobudowania brakujących części ścian okazał się niewykonalny. Mury po zdjęciu opaski założonej w 1876 roku przez c.k. Zarząd Budowy Kolei rozpadły się.

Inwestor postanowił przenieść kapliczkę bliżej toru, na skraj poletka, by umożliwić dojście do niej z sąsiedniej działki Halkiewicza. Jak postanowiono, tak zrobiono, na wizji lokalnej z udziałem burmistrza Kazimierza Miazgi ustalono szczegóły. W połowie października, na zlecenie Towarzystwa Miłośników Ziemi Muszyńskiej, Dariusz Tokarczyk wykopał fundamenty w nowym miejscu. Okazało się, że rozmiękła ziemia nie pozwoliła na dowóz samochodem ciężarowym betonu, jak również potrzebnego kamienia i żwiru. Samochód dojeżdżał torem kolejowym. Przedwczesna zima jednak przerwała prace. Fundamenty zostały wykonane tylko do poziomu „zero”. 21 października spadł śnieg, padał przez dwa dni, potem mrozy skuły ziemię.

Z nastaniem wiosny mieszkańcy Folwarku z zaskoczeniem stwierdzili, że nie dość, iż nowe fundamenty nie znajdują się w miejscu, gdzie stała stara kapliczka, to w dodatku nowa jest tyłem odwrócona do Folwarku, z wejściem skierowanym do toru. Poczęto narzekać, a kiedy 5 marca 1992 roku pożar zniszczył doszczętnie dom i rozległe zabudowania gospodarskie sąsiada, Michała Ramsa, uznano to za karę Bożą za rozebranie kapliczki. Ktoś dowcipny zamieścił w piśmie „Gromada-Rolnik” notatkę o tym, jak to „święty Florian odwrócił się od wsi”. W końcu władze nakazały ponownie skierować kapliczkę frontem ku domom Folwarku.

W maju 1992 podjęto przerwane prace przy rekonstrukcji, stawiając ściany z kamienia, łączonego cementem. Kolejny etap prac rozpoczął się w końcu października 1993 roku, kiedy to wykonano łukowe nadproże i dwuspadowe zwieńczenie frontonu, korzystając ze szkiców i rysunków Edwarda Drozda, przedstawiających pierwotny wygląd kapliczki. W odróżnieniu od poprzedniego budyneczku, wykonanego z kamienia rzecznego, łączonego lepiszczem z gliny, obecną kapliczkę zbudowano z kamienia ciosanego licowanego do wewnętrznej i zewnętrznej strony ścian. Przestrzenie wewnątrz muru wypełniono betonem. Całość spoczęła na solidnych betonowych fundamentach. Plan odbudowy nie uwzględnił odbudowy łukowatego sklepienia. Kapliczkę nakryto drewnianą konstrukcją dachową trójspadową z poszyciem dachowym z gontów drewnianych z blacharskimi obróbkami dachowymi. W miejsce krzyża kamiennego założono krzyż z blachy stalowej. Opiekun kapliczki, obecny właściciel działki Krzysztof Homa, już po kilku zaledwie latach zmieniał poszycie gontów, gdyż te nałożone w 1994 roku mimo iż impregnowane poczęły przeciekać i wymagają cyklicznej wymiany. Położył w kapliczce płytki posadzkowe, wykonał zamykaną bramę z prętów stalowych chroniących wnętrze, doprowadził oświetlenie elektryczne.

Równolegle z odbudową kapliczki trwały prace renowacji figury. Na zlecenie Urzędu Wojewódzkiego i Urzędu Miasta i Gminy Muszyna, renowacje figury zlecono panu Kowalczykowi z Rytra. Figura po renowacji przybrała nieco inny wygląd. Kościółek i skopiec został wykonany w regionalnym stylu okolic Rytra, biało czerwoną chorągiew zastąpiła rzeźba płachty sztandarowej seledynowego koloru zapiętej na drzewcu.  Gdyby zleceniodawcy dostarczyli wraz z figurą ową starą chorągiew, nie byłoby tej seledynowej. Stara chorągiew ta widlasta pozostała w domu Błażeja Bukowswkiego w 1984 i była tam do 2006 roku. Po renowacji złamanego drzewca stara chorągiew trafiła do kapliczki jako oryginał.

Święty Florian, odnowiony i odmalowany w pracowni konserwatorskiej, wrócił 3 maja 1995 roku do swojej kapliczki. Dzień ten w Muszynie zbiegł się w czasie z obchodami 105 rocznicy powstania OSP w Muszynie. Figura została wprowadzona procesją do Kapliczki z Kościoła na Folwarku z udziałem OSP z okolic Muszyny i z pogranicza ze Słowacji. Oddana została pod pieczę OSP Muszyna – Folwark. Dziś stojąca zadbana kapliczka z odnowioną figurą patrona wydaje się naturalną rzeczą, swoisty pomnik dźwignięty z ruin. Nie wielu już pamięta, że tamta kapliczka była świadkiem dziejów osadnictwa na Folwarku. Brakuje w jej wnętrzu tabliczki informującej o jej losach. Kapliczką i otoczeniem kapliczki opiekuje się właściciel działki Krzysztof Homa.

 


Literatura:

Kapliczka św. Floriana na Folwarku Aut.: Edward Drozd, Muszyna 2006

 

kapliczka_qnqwqqa.jpg

Zasady reaktywacji Reaktywacja jest zabroniona i nie ma od tego wyjątków.
Przeczytaj więcej o reaktywacji skrzynek TUTAJ
Dodatkowe informacje
Musisz być zalogowany, aby zobaczyć dodatkowe informacje.
Wpisy do logu: znaleziona 14x nieznaleziona 0x komentarz 0x Wszystkie wpisy