Jeszcze nie tak dawno temu, bo do przełomu lat 80/90 XXw. po polskich torach jeździły czasem parowozy. Jak wiadomo potrzebne było jakieś paliwo, no i woda. W celu sprawnego napełniania zbiorników, powstały kolejowe żurawie wodne. Parowóz podjeżdżał pod ramię, otwierano zawór i cała filozofia. A że ramię było ruchome nie było znaczenia, czy parowóz podjechał lewym, czy prawym torem. By wszystko działało zimą, podstawiano koksowniki, które nie pozwalały zamarznąć wodzie.
Mimo, że parowozy już nie jeżdżą, to żurawi zostało całkiem sporo. Nikt ich nie demontował, o ile nie było poważnego remontu szlaku. Jeden z nich możemy obejrzeć na białostockim Dworcu Fabrycznym. Niestety przez lata tabliczka, gdzie prawdopodobnie były dane wieży (rok produkcji? producent?) uległa zatarciu.
Kesz formalnie mały, ale przechodzący w normalny. Coś mi na mapie koordynaty słabo się pokrywają z miejscem ukrycia. Wskazują na małą ruinkę, gdy kesz jest kilka metrów na południe. O ile można prosić o dodatkowy pomiar i podanie w logach, byłbym wdzięczny.
W keszu dalsza podróż zaczyna OP82TT, którą trochę przetrzymałem w domu.
Niestety żuraw został zdemontowany. zastanawiałem się czy i skrzynki nie zarchiwizować, ale miejsce ma swój klimat, więc niech zostanie tu kesz. Jest to hołd wszystkim żurawiom, które jeszcze jakoś przetrwały wśród kolejowej infrastruktury.
Edycja 19.10.19 Oryginalny kesz zniknął, bo i daszki zniknęły. Wobec tego zmieniłem miejsce ukrycia. W dolnej części semafora. Obecnie dzięki wysoko zgrupowanym podkładom keszer jest zasłonięty, wystarczy zwracać uwagę na kładkę.