Krzyż upamiętniający wielką powódź 1997 roku. Pod nim tablica z inskrypcją.
Miejsce to leży na Dnie Pradoliny Wrocławskiej, którą opisywałem przy zrabowanej skrzynce "Na Dnie". Warto tu stanąć na trójkącie i rozglądnąć się wokół. Płasko jak na stole. I, prócz Szydłowic, nie widać żadnej miejscowości. Stoimy na dnie Pradoliny Wrocławskiej, która była kiedyś, całkiem niedawno, dnem Odry. Kilkaset lat temu Odra przy każdym wezbraniu zalewała te tereny. Osadnictwo było tu bardzo mizerne, jakieś gródki, przysiółki, ale nic na wielką skalę.
Dopiero w XVIII wieku zaczęto ujarzmiać Odrę i kolonizować te tereny. Powstała wtedy np. wieś Błota, która leży poniżej średniego poziomu Odry. Wieś otoczono groblami, a Odrę skanalizowano i obwałowano. Zwykłe wezbrania, drobne powodzie ustały... Ale przychodzi raz na sto lat taka woda, która przerywa wały i wtedy dochodzi do klęski. Fala powodziowa jest wówczas większa niż kiedyś, a woda, przytrzymywana przez wały, stoi tu tygodniami.
Tak się stało w 1997 roku, o tyle była to powódź tragiczna, że dla mieszkańców pierwsza. Tutaj nikt na wielką wodę nie był przygotowany. Tragiczne w tym, że najmniej przygotowani byli hydrolodzy, którzy usiłują ujarzmiać rzeki zupełnie nie rozumiejąc jej natury. Wały zostały przerwane 10 lipca, druga fala powodziowa przeszła przez dolinę 23-24 lipca. Jeszcze 8 sierpnia woda z Odry wlewała się w Pradolinę przez dwie wyrwy w okolicach Babiego Lochu.
W rocznicę powodzi, mieszkańcy parafii Szydłowice, która chyba najbardziej w okolicy ucierpiała, wystawili krzyż dziękczynny z piękną sentencją:
Wdzięczni Bogu i ludziom dobrego serca
za pomoc w trudnych chwilach lipcowej
powodzi 1997 roku
mieszkańcy parafii Szydłowice