Umówiwszy się z koleżanką w pobliżu, postanowiłam dowiedzieć się czegoś o potęznym kościele, który już kiedyś rzucił mi się w oczy. Idąc Marszałkowską lub alejami, trudno uwierzyć, że w tak tłocznej okolicy stoi otoczony zielenią taki kolos.
"Prawdziwą katastrofa, dla naszej świątyni podobnie jak dla Warszawy stał się rok 1944. W sierpniu teren kościoła w związku z sąsiedztwem Dworca Głównego i Politechniki Warszawskiej stał się prawdopodobnie miejscem jednych z najcięższych walk w czasie powstania. Pamiątką po tych zdarzeniach są ślady pocisków, widoczne na parkanie okalającym teren dzisiejszego kościoła. Po upadku powstania, wypędzeniu kapłanów i mieszkańców, Niemcy zaminowali świątynię na wysokości fundamentów i wysadzili w powietrze. Zniszczenie świątyni nastąpiło w stopniu nieporównanym nawet na tle zniszczeń całej Warszawy. Z wyposażenia świątyni ocalały jedynie fundamenty wraz z piwnicami, zniszczone fragmenty głównego ołtarza, oraz ukryte wcześniej w podziemiach figura Św. Franciszka z Asyżu i dwa obrazy..."
Więcej o historii parafii i obu kościołów (obok mamy stary, znacznie mniejszy kościółek) poczytacie TU
Mam nadzieję, ze kordy są dziś lepsze, choć stojąc pod TAKĄ ścianą....