Od miesięcy w Żyrardowie "kartki były już tylko denerwującym świstkiem papieru", a posiłki kilkunastu tysięcy robotnic z zakładów włókienniczych (i ich rodzin, czyli niemal wszystkich w liczącym wówczas 40 tys. mieszkańców Żyrardowie) stały się prawdziwie głodowe: chleb - posmarowany margaryną, a i to nie zawsze...
1 października związkowcy spotkali się z prezydentem miasta i przedstawicielami wydziału handlu. Przedstawiciele "Solidarności" postawili władzy proste pytania: kiedy będzie można zrealizować kartki na mięso z lipca, sierpnia i września, kiedy będą ryby...
Po kilku dniach bezowocnych negocjacji 12 października do Zakładów Tkanin Technicznych przyjechała delegacja rządowa, której przewodniczył wicepremier Stanisław Mach. Ludzie pokazywali kartki, wykrzykiwali, że nie ma towaru. Jak się dowiedzieli w nocy, że te rozmowy znów skończyły się niczym, z desperacji - "to my ich mamy gdzieś" - zatrzymali zakład. Poszedł strajk żywiołowo. Problem tak narósł, że potrzebował tylko iskry.
Następnego dnia rano stało już całe miasto: Zakłady Przemysłu Lniarskiego, Zakłady Tkanin Technicznych, fabryka pończoch Stella. Zastrajkował także Poldres w sąsiednim Mszczonowie. W sumie 12-14 tys. osób. 27 października do Żyrardowa przyjechał Lech Wałęsa. Witano go jak zbawcę.
Współrzędne są fałszywe i nie wskazują miejsca ukrycia skrzynki!