Jest takie piękne miejsce w puszczy Białej, gdzie jako dzieciak przychodziłem na dzikie jabłka.
Kiedyś, podobno przed wojną stała tam leśniczówka. Jak opowiadali starzy tubylcy, została w czasie wojny spalona. Kiedy dokładnie, z jakiej przyczyny i przez kogo nikt nie potrafił powiedzieć. Pozostał po niej tylko zarośnięty pokrzywami fundament i zdziczały sad, w którym rosły śliwki i przepyszne jabłka, odmian takich jakich już się nie znajdzie nigdzie. Do początku tego wieku stała też stara stodoła, w której leśnicy przechowywali siano dla zwierzyny na zimę. Obecnie stodoły już nie ma, a w tym miejscu postawiono całkiem nową kapliczkę Św. Huberta. Jest też miejsce na ognisko, gdzie przyjeżdżają jesienią myśliwi by popić sobie po polowaniu. Jako że miejsce jest w lesie, więc pewnie rozpalanie ogniska za zgodą leśniczego… W każdym razie drewno na opał jest zawsze przygotowane i suche pod wiatą. Można też pojeść dzikich jabłek z kilku jabłonek które jeszcze ocalały i poszukać malin których jest tu pod dostatkiem. W okolicy rosną dwie wielkie, stare lipy, które w porze kwitnienia rozsiewają wokoło wspaniałą miodowa woń. A lasy wokoło to raj grzybiarzy! Miejsce położone na terenie LP, więc dojazd samochodem do samego celu technicznie możliwy, ale nie wskazany. Samochód lepiej zostawić przy asfalcie i dojść pieszo niecały kilometr.
To nasza pierwsza skrzynka założona razem z Iwonek i zaprzyjaźnioną ekipą. W środku dla każdego coś miłego:-)
Kesz schowany w miejscu oczywistym, widocznym z pod kapliczki