nia pewnego w Kraka grodze,
O pysznym słońca zachodzie,
Przy gąsiorach, przy krupniku,
Jadła na stole bez liku.
Znajdzie się też i miód pitny.
Kto przy stole? Ród wybitny.
Dziewięciu artystów, najwięksi mistrzowie.
Każdy mniej-bardziej bywał w Krakowie.
Jeden tu mieszkał, inny pracował,
Każdy się estetyką zajmował.
(A) Kielich uniósłszy wstał brodacz stateczny.
Uznany malarz, od scen walecznych.
Chrząknął nieznacznie, podrapał się w nos,
Po czym doniosły swój zabrał głos:
- Rzeźbiarze, malarze, po fachu koledzy!
Talent w was drzemie, skarbnica wiedzy.
Duch sztuki, zmysły, metafizyka!
Lecz cóż z tego wszystkiego wynika?
Ogłaszam więc zatem, wobec i wszem,
Plebiscyt, konkurs… choć dobrze wiem,
Że mnie dorównać tu nikt nie zdoła,
Przede mną wszyscy chylicie czoła…
Batalistycznych scen mistrzem jestem,
Wodzów, rycerzy z poważnym gestem.
Wszelki czyn w Polsce utrwaliłem ważny,
Wśród moich płócien króla portret każdy.
(B) - Niepewien jestem… – rzekł z przekąsem
Pan, błysnąwszy zębem pod płowym wąsem.
- Jesteś całkiem niezły, nie przeczę,
Lecz drogi panie, tak panu rzeczę:
Portrecistą najlepszym się ustanowiłem,
Gdy w dłoń mą pastel pochwyciłem.
A poza tym – niech ktoś wskaże
Lepsze od moich witraże?
(C) Żachnął się pan siedzący z boku-
Musiał wtrącić się do toku.
- W sztuce znajdujesz pan siłę,
Lecz chorujesz pan na kiłę.
Krótkie zatem życie twoje.
Nie to, co sukcesy moje!
Wytyczną rankingu naszego
Konkursu międzynarodowego
Powinno być wygranie!
(D) - Echem… - chrząknął, lecz nieśmiało,
Pan z czupryną wyliniałą.
- Panowie… wciąż tylko technika.
Ale gdzie jest tematyka?
Obraz się na ścianę nada,
Ale o czym opowiada?
A ja jestem, oczywista,
Najlepszy tu symbolista!
A czy któryś z panów zdoła
Zrobić coś na kształt
Błędnego koła?
(E) - Dziewiętnasty wiek – zabytek!
Rzeźba, malarstwo – przeżytek!
Doceńmy ten powiew świeżości,
Co w dwudziestym wieku gości.
Dzieła moje – całkiem nowe.
W ramach – rzeczy użytkowe.
Ach i bardzo jestem rad,
Bom stworzył nad Wisłą teatr!
(F) - Eh panowie, toż to kpina, taka interdyscyplina!
I choć młodym (to nie przeczę),
Tak wam moi drodzy rzeczę:
Wojna bardzo mnie zmieniła,
I głęboko doświadczyła.
Więc w malarstwie spełniać muszę,
Artystyczną swoją duszę.
(G) - Phi!- rozległo się prychnięcie.
- Me portrety mają wzięcie!
Bo stworzyłem unikatową
Jednoosobową Firmę Portretową!
(H) - Nie chcę tutaj być grubiański,
Lecz nierówny czerep pański!
Proszę tego nie ukrywać:
Pan lubi prochy zażywać!
A ja tutaj z was najstarszy
I najbardziej doświadczony.
Czy jest ktoś tu kto docenia
Ołtarz piękny mój rzeźbiony!?
Zerknęli nań spod byka,
Ten ich wzroku unika...
Wrzasnął nań jeden i pochwycił dzban:
- Polak nawet nie jesteś pan!
Zamachnął się…
Wrzask się rozległ, kufle prysły
Rzeźbiarz uciekł jak niepyszny
Huki, tłuki
Wrzawa, brzdęki
Gdzieś spod stołu ciche jęki
Do bitki jeden z drugim skoczy
Trzeciemu już krew z gęby broczy…
(I) Przestraszył się ostatni z malarzy
Nie chciał dostać po twarzy,
Zerkał zza winkla z miną oniemiałą,
Nie wspomniał, że reprezentuje rodzinę wspaniałą.
Że syna - też malarza - chowa,
Nie wspomniał o tym ni słowa!
Niech się kłócą - myślał.
Szkoda mego zdrowia!
Ja sobie nadal konie będę malował!
Bo nawet w wybitnym artyście hula
Chciwa, samolubna natura.
Więc z plebiscytu były nici...
Lecz niech każdy z was zachwyci
Się dziełami, które gładko
Tutaj stały się zagadką!
N 50 (G-B-H).(E*A*(D+F)+G)
E 019 (C*I+B*E+D).(E*I*(I+H)-B*G+C)